Kiedy mężczyzna wchodził do sali tronowej Cesarza Imperium Darwijskiego, Pogromcy Glary i Dobroczyńcy Winkorum, Kolmana II, zatrzymał się zaskoczony. Mimo tego, że przewędrował wszerz całe Imperium, począwszy od rodzinnych Pustkowi u podnóża gór Biria, przez długie plażowe wybrzeża Winkorum, stepowe tereny nomadów Shi-kha, górzyste krainy Darwijczyków by w końcu dotrzeć do Decylii, stolicy Imperium, nie zdołał się przyzwyczaić do przepychu panującego w tym świeżo powstałym mocarstwie. Stał wiec tak spięty, z lekko ugiętymi kolanami i mrużąc oczy mierzył wzrokiem feerie kostiumów dworskich panien, dystyngowane pozy dworzan i nieufnych cesarskich dostojników. W końcu rozluźnił się i począł kontynuować swoją wędrówkę ku stopniom imperialnego tronu. Żaden dźwięk nie zmącił ciszy, gdy tak powoli posuwał się sprężystym krokiem i wietrząc wszędzie niebezpieczeństwo lustrował otoczenie. W końcu widząc, że darwijscy dworzanie to pstrokata hałastra uzbrojona w wąskie, bogato zdobione rapiery, parsknął śmiechem. To ma być potęga? Byle chłystek z jego rodu uzbrojony w prymitywną maczugę pokonałby dziesięciu takich jak tutaj fircyków. Tylko, że jego ród ani nawet jego naród już nie istniał. Zebrani w sali tronowej dostojnicy zaczęli między sobą szeptać i odgrażać się przybyłemu ze wschodu barbarzyńcy. Ten słysząc to śmiał się jeszcze głośniej. Cesarz Kolman II zmarszczył brwi i spytał stojącego tuż koło jego tronu Armanda, zakonnika Mortiis:
- O co chodzi temu barbarzyńcy?
- Jeśli się nie mylę - pośpieszył z wyjaśnieniami zakonnik. - To właśnie doszedł do wniosku, że twój lud to zdziecinniałe baby.
Kolman zaskoczony spojrzał na Armanda. Ten kontynuował:
- Wasza cesarska wysokość musiał zauważyć, jak po wejściu do sali rozejrzał się po obecnych? I co według waszej cesarskiej wysokości zauważył?
- No... - szukał odpowiedzi cesarz. - No, przepych i potęgę Imperium Darwijskiego...
- Nieprawda. Ujrzał, za przeproszeniem, stado pstrokatych bab i fircykowatych pantoflarzy uzbrojonych w rożna. Proszę sobie wyobrazić jak wasza cesarska mość, będąc wychowanym na birijskim Pustkowiu, gdzie każdy dzień jest walką o przeżycie, zareagowałby widząc tak wyglądający dwór największego mocarstwa w tym regionie świata?
Cesarz przez chwilę patrzył na swój dwór. Nagle zaczął się głośno śmiać. Szepty i pogróżki pod adresem barbarzyńcy ucichły. Tubalny rechot władcy uzupełniał chichot barbarzyńcy. Tak oto spotkali się po raz pierwszy, pękający ze śmiechu cesarz Darwii Kolman II i chichoczący ostatni barbarzyńca, Kadrak z klanu Fil.
***
Kadrak i Armand siedzieli przy dzbanie wina w komnatach zakonnika.
- Jak to się stało, że zostałeś ostatnim ze swojego rodu? - spytał Kadraka Armand. Cesarz przydzielił go jako opiekuna młodego barbarzyńcy.
- Widzę, że tylko ty w tym gronie jesteś prawdziwym wojownikiem. - tu Kadrak znacząco spojrzał na oparty o ścianę miecz Armanda. - Opowiem więc, tobie moją historię. Jak wiesz nasz ród mieszkał na Pustkowiach u podnóży gór Biria. Bardzo surowa to kraina, więc tylko najsilniejsi mogli wytrwać. Każdy z nas był szkolony na wojownika i już w wieku czternastu lat zostawał nim jeśli bez broni i bez jedzenia przeżył w górach siedem dni, ale wróćmy do mojej opowieści.
Wiele rzeczy złożyło się na śmierć mojego ludu. Susza, po niej głód, najazdy Bercjan, łupieżcze wyprawy górskich harpii. Wszystko to sprawiło, że nasi myśliwi musieli coraz dalej wybierać się na polowania. Ja sam wyprawiałem się na łowy aż do Odwiecznej Puszczy. Gdy właśnie wracałem z jednego z takich polowań i zachodziłem do naszych wiosek znajdowałem tylko trupy i zgliszcza. Z bijącym sercem zbliżałem się do swojego rodzinnego sioła. I tam też zastałem popiół i smród gnijących ciał. Tam też dowiedziałem się o przyczynie zagłady mojego klanu, bowiem znalazłem tam martwego trihora...
- Trihora? - Armand pierwszy raz słyszał tę nazwę.
- Potężnego jaszczura o długim ogonie, chodzącego na tylnich łapach. Służą jako wierzchowce Sscykom.
- Nigdy nie słyszałem o Sscykach. - przyznał Armand.
- Sscykowie to jaszczuroludzie. Łączą w sobie okrucieństwo i zimnokrwistość gadów ze sprytem i inteligencją ludzi. Do tej pory powstrzymywały je harpie w górach i my na Pustkowiu. Być może zawarły pokój z harpiami i spokojnie mogą teraz przekraczać Birię. To oni wybili w pień klan za klanem i to zaledwie w ciągu kilku tygodni. Możecie się spodziewać, że za kilka lat wtargną do tego waszego Imperium. - tu Kadrak prychnął pogardliwie i splunął winem na podłogę.
Armand myślał przez chwilę.
- Ci Sscykowie... To bardzo istotna sprawa. Jutro zawiadomię o tym Imperatora...
Do komnaty weszła młoda wysoka brunetka. Jej kibić uwypuklał napęczniały brzuch, widoczny nawet pod grubą koszulą nocną.
- Cześć kochanie, dobry wieczór waćpanu, - przywitała się siadając na nogach Armanda.
- Cynthio to Kadrak Fil ostatni barbarzyńca spod gór Biria. Kadraku, to Cynthia, moja żona. Właśnie spodziewamy się potomka. - delikatnie pogłaskał brzuch małżonki,.
Nowopoznani skłonili się. Barbarzyńca długo i bez żadnej żenady oglądał Cynthię, aż ta spłonęła rumieńcem. W końcu westchnął i powiedział:
- Zazdroszczę ci Armandzie.
- Czego?
- Masz cudowną żonę i spodziewasz się potomka. Mnie to już zostało odebrane.
- A to czemu? - zainteresowała się Cynthia.
- Tradycja każe nam brać za żony i płodzić dzieci tylko z kobietami z naszego plemienia. Teraz, gdy nie pozostał nikt żywy... - głos barbarzyńcy podłamał się, a jego oczy zaszkliły. Armand odwrócił głowę nie mogąc znieść widoku płaczącego wojownika.
- Musisz być bardzo samotny... - współczuła Kadrakowi Cynthia.
- Już nigdy nie ujrzę jurt rozświetlonych zachodzącym słońcem, nie poczuję smaku dziczyzny pieczonej w jałowcowym ogniu, ani nie usłyszę kołysanek śpiewanych przez nasze kobiety... Jeszcze jakoś to wytrzymuję, ten wielki ciężar samotności, bólu po stracie bliskich i piętno czasu który minął, ale pewnego dnia pęknę i zacznę płakać i krzyczeć, jak zagubiony w górach berbeć! Ja, ostatni barbarzyńca! Ten który śmiał się w twarz największemu imperium, będę łkał jak dziecko! Kiedy się opamiętam usiądę za stołem, wypiję dzban wina, a serce przebiję mieczem...
- Jesteś pijany i faktycznie zachowujesz się jak dziecko. - upomniała go Cynthia. - Teraz, gdy całe twoje plemię wyginęło, ty tworzysz nowy ród i ustalasz nowe zasady rządzące twoim przyszłym ludem. Fakt, nie jesteś zbyt urodziwy, ale wiele kobiet poszłoby z tobą do ołtarza tylko dlatego, że jesteś inny niż te wszystkie pasibrzuchy.
- Tak myślisz?
- No pewnie! Już teraz robisz furorę wśród dworek. Oj, Kadraku! mimo tego, że uważasz się za niepokonanego barbarzyńcę, to zachowujesz się jak nastolatek. Żyjesz ideałami i jesteś dla nich gotów umrzeć, ale czasami, żeby przeżyć, trzeba te ideały odsunąć, by później w dogodniejszym czasie do nich powrócić. Tak więc zapomnij o tradycjach swojego ludu i zajmij się przetrwaniem swojego rodu. Pojmij za żonę jakąś kobiecinę, niech urodzi ci synów, a synowie niech spłodzą synów i tak dalej...
- Więc mam zamieszkać w Imperium i odnowić swój ród?- niedowierzając spytał Kadrak. Dopiero teraz zrozumiał intencje Cynthii.
- No jasne. - poparł żonę zakonnik, widząc w barbarzyńcy świetny materiał na przyjaciela.
- I myślisz, że moi wnukowie będą chcieli zostawić pałace, kosztowności, służących i wrócić do ciemnych jurt by każdej zimy walczyć o przeżycie z drapieżnikami?
- Oczywiście! Jeśli wpoisz im tę walkę i dasz im prawo wyboru między twoim światem, a pałacami.- odpowiedział Armand.- Musisz tylko złamać jedną zasadę twego ludu, a twój ród zmartwychwstanie.
Kadrak błądząc mętnym wzrokiem po suficie myślał przez chwilę.
- Może macie rację.- podniósł się. - Muszę to przemyśleć. - Bekając wyszedł.
***
Później, leżący u boku śpiącej Cynthii Armand długo myślał o sytuacji Kadraka. Gdzieś w pałacu rozległ się krzyk.
- Cholerni pijacy.- mruknął zakonnik i mocniej przytulił się do żony.
***
Rano znaleziono Kadraka z mieczem wbitym w pierś. Armand, gdy się o tym dowiedział, powiedział tylko:
- Bezsensowna śmierć. - choć, prawdę mówiąc, to do końca tak nie myślał.

Autor opowiadania: Olaf - Wojciech Świdziniewski
Białystok 15 września 1997r
WINLAND WINLAND
biuro@intechspiration.com, www.intechspiration.com
Id dokumentu
WINLAND