Leżąc na dywanie podkręciłam stopą gałkę potencjometru w moim sprzęcie. Ze zwiększoną siłą basy rytmicznie zaczęły pulsować w moim brzuchu, a soprany dźwięczeć w uszach niczym przelatująca nisko szarańcza. Już siódmy dzień z rzędu katowałam swoje bębenki Mansonem i jeszcze nie miałam dość. Przesłuchałam wszystkie swoje płyty i single, przy okazji wspominając różne zakręty swego życia na których znajdowałam się, gdy je kupowałam. Dlaczego tylko zakręty? Cóż, nikt przy zdrowych zmysłach nie wrzuci ”The last day on earth” gdy wstał rano z niezachwianą wiarą, że świat jest piękny albo chociaż jeszcze będzie. Na jeden z niewielu takich poranków wybrała bym chyba „Pure morning” Placebo. Moje poranne rozważania na temat śniadaniowego menu muzycznego przerwało pukanie do drzwi. Chwilę zabrało mi ponowne umieszczenie się w czasoprzestrzeni mego realnego świata. Musiałam nasłuchiwać przez moment aby upewnić się, że to jednak ktoś puka, a nie coś w mojej głowie. Otworzyłam wrota rzeczywistości spodziewając się listonosza albo akwizytora z nożami, ale nie było za nimi nikogo. Zamknęłam je szybko zamierzając wrócić do pochłaniającego mnie wcześniej zajęcia gdy stukanie rozległo się ponownie. Trochę poirytowana szarpnęłam za klamkę. Stojąc tak i patrząc w pustkę za drzwiami usłyszałam niewyraźne chrząkanie, spojrzałam w dół skąd dochodził dźwięk i zamarłam .
- My od Pana Mansona- wyraźnie i po angielsku powiedziało małe coś o wzroście 15cm.
- Ja pierdolę krasnoludki! -wyrwało mi się mało inteligentnie.
- Czy możemy wejść?- zapytała druga, bardziej okrągła kulka. Nie czekając na odpowiedź wtoczyła się do środka, a za nią ta o mniej obłych kształtach. Patrzyłam osłupiała jak kiwając się na krótkich nóżkach niby łódki na falach zatrzymały się na środku pokoju.
Nie wiedząc co ze sobą począć podążyłam za nimi zastanawiając się cały czas czy psychodeliczna schiza tak się właśnie objawia. Stali tak, przestępując z nogi na nogę, niecierpliwie rozglądając się dookoła. Pierwszy odezwał się Gruby:
- Nie bardzo wiemy gdzie mamy spocząć- zagadnął.- Jesteśmy po wyczerpującej podróży.
- Tak, oczywiście- powiedziałam strapiona. Naprawdę było mi głupio, że nie przewidziałam żadnych wygód dla tak niskopiennych gości. Usilnie zastanawiałam się na czym ich posadzić i nagle mnie oświeciło! Wyjęłam z szuflady dwie pary białych skarpetek zwiniętych w gałganki po to, aby mi się nie mieszały.
- Proszę – powiedziałam całkiem z siebie zadowolona.
- Uff, zawsze to samo-sapnął Chudy siadając ciężko na zaimprowizowanej naprędce pufie.
- Mam nadzieję, że prane- zerknął na mnie spod oka Gruby.
- Myślałam, że to dość oryginalny pomysł ale jak widzę ..
- Oryginalność jest pojęciem względnym-przerwał mi Okrągły.-Biorąc pod uwagę ilu was, ludzi żyje na tej planecie. Czasem może to być nawet zbyt niebezpieczna ekstrawagancja w tak usystematyzowanym społeczeństwie.
Trochę już ochłonęłam i zaczęłam zastanawiać się dlaczego pozwalam tej małej, piegowatej twarzy z kalafiorową naroślą na brodzie mówić do mnie tym protekcjonalnym tonem. Przyjrzałam się im uważniej; odstające brzuszki jak antałki miodu wciśnięte w białe, puchate kaftaniki, małe, brązowe guziczki wpatrywały się we mnie uporczywie spod banalnych czerwonych czapeczek.
-Słuchajcie no, truskawki w śmietanie! To nie „Kingsajz” a ja nie prowadzę przechowalni gnomków w szufladach-dlatego do rzeczy proszę.- Nie byłam pewna jak stoją z kinematografią polską.
- Mówiłem ci, że to był zły pomysł-smętnie wyznał Chudy.
- O czym ty mówisz? -skupiłam wzrok na owalnej buzi.
- Chodzi o to, że dział marketingu uznał za stosowne ubrać nas w wasze barwy narodowe-podjął Gruby.-Miało to ułatwić nam przełamanie barier kulturowych.
-Ale po co tyle zachodu- zakpiłam.- Chyba, że mamy poznać się bliżej; jeśli tak, to może byście się przedstawili.
- Odpada zdecydowanie! Ze względu na ustawę o ochronie danych osobowych i prawa autorskie szefa. Nad pseudonimami artystycznymi wciąż pracujemy. Ludzkie są zbyt oczywiste, a krasnoludzkie często niecenzuralne, więc możesz nas nazywać jak chcesz.
- Byle nie truskawki-jęknął Chudy.- Normalnie staramy się nadążać za trendami w modzie.
Gruby drapał się w ucho z takim namaszczeniem, że aż czapka zsunęła mu się na jedno oko.
- Trochę tu gorąco –łypnął na mnie tym drugim, które było widać.
- To ją zdejmij - odparłam lakonicznie wskazując wysuniętą brodą wełnianą myckę. Chudy spojrzał wyczekująco; widać było, że o niczym innym nie marzy.
- Nie możemy, jesteśmy w pracy i musimy dbać o wizerunek.
Z Chudego głośno uszło powietrze jak z przebitej opony. Zaczął gmerać w kieszeni i wyciągnął chusteczkę do nosa w czerwono-białe paski.
- Nie wierzę-zaczęłam ale przerwał mi Okrągły.
- Nasz Pan zawsze mówi, że tylko po szczegółach odróżnisz człowieka od małpy; dlatego też wykazuje nadmierną dbałość w tej materii. No bo, widziałaś go kiedyś bez makijażu?
Przecząco pokręciłam głową. Usatysfakcjonowany pokiwał swoją, wyjął z lnianej torby rulon papieru i zaczął go rozwijać. Widząc mój pytający wzrok wyjaśnił:
- Mailem byłoby łatwiej, ale w tej dziedzinie wciąż pozostajemy tradycjonalistami.
- Czy jest jakaś szansa na to, że jeszcze nie całkiem mi odbiło- powiedziałam bardziej do siebie.-Zaczynam nie wierzyć własnym oczom, a podobno zobaczyć znaczy uwierzyć.
- Trochę się pogubiłem –wyznał Gruby skonsternowany. -Ale czy pozwolisz mi przeczytać list, z którym tu przybyliśmy?
- Chyba nie będę oponować.
Gruby wstał, kaszlnął, splunął i zaczął:
- Dnia 6.06.99 ,wtorek, o godzinie 11.43 czasu środkowoeuropejskiego Pan Manson włączył sprzęt hi-fi marki...
- To pomińmy, ze względu na zbędną reklamę- lakonicznie dorzucił Chudy.
- ...więc-podjął Gruby-wybrał do posłuchania „Great big white world” i pomyślał: „Jak ja nienawidzę tych p*****ch -tu pada niecenzuralne słowo- upałów”- dokończył. W tym samym czasie na innym kontynencie ktoś pomyślał dokładnie to samo, włączając dokładnie ten sam kawałek. Nie ustaliliśmy jeszcze czy faza księżyca albo data miały tutaj znaczący wpływ, ale faktem jest, że od siedmiu dni umysł pana Mansona odbiera dokładnie to, co leci w tym Panasonicu.
- Miało być bez krypto reklamy-przypomniał Chudy.
- Cholera, to ten zgubny wpływ telewizji! Innymi słowy, mowa o tobie złotko-dokończył.
- Chwileczkę, czy chcesz powiedzieć, że niewidzialna nić jak mentalna złączka połączyła jego umysł z moją wierzą! Takie pierdoły nie przeszłyby nawet w „Talk show”.
- Mogę ci to udowodnić-Gruby wskazał palcem w stronę swego towarzysza. On ma zapisane wszystkie utwory których słuchałaś oraz czas kiedy włączałaś radio. Wtedy to, umysł naszego pracodawcy narażony był na wysłuchiwanie niezrozumiałego bełkotu, bez obrazy oczywiście-dodał szybko.
- Zdarzyło mi się parę razy włączyć radio aby posłuchać wiadomości-w zamyśleniu potarłam czoło-ale i tak jest to wciąż niedorzeczne, aby czyjś umysł działał jak antena do długich, fal oczywiście.
Postanowiłam przeprowadzić mały eksperyment, który pomógłby mi ustalić czy z moją percepcją wzrokowo-słuchową jest wszystko w jako takim porządku. Wyjęłam pierwszy z brzegu kompakt, losowo wybrałam utwór i nacisnęłam „play”.
- Czy on słyszy co leci?- zapytałam.
- Ha! –zakrzyknęli naraz.-Byliśmy na to przygotowani! Wystarczy, że wyślesz sms’a pod ten numer-tu Gruby wyjął malutki skrawek papieru z zapisanymi na nim cyframi-a szef ci odpowie.
Nie czekając dłużej wystukałam treść krótkiej wiadomości i usiadłam w fotelu naprzeciwko moich gości, aby bacznie przyglądać się ich poczynaniom. Jednak obaj wyglądali na całkiem z siebie zadowolonych; Chudy pogwizdywał pod nosem a Okrągły majtał krótkimi kończynami, ledwie sięgającymi podłogi. Dosłownie po 3 minutach usłyszałam dźwięk oznaczający, że odpowiedź nadeszła. Chłopaki wyczekująco wpatrywali się we mnie kiedy czytałam:
-„Wyłącz tego czarnucha bo mi łeb pęka od tego wycia! M.M.”
Bardziej niż faktem, że wiedział byłam zaskoczona tym, że w ten sposób wyraził się o Jamesie Brownie. To mnie totalnie zbiło z pantałyku. Pomyślałam, że facet może mieć zły dzień, w końcu zamiast głowy ma nowoczesny sprzęt stereo ale postanowiłam się jeszcze upewnić.
- Dobra, jeden zero dla Mansona ale to mógł być przypadek-wyjaśniłam. -Zamierzam zrobić jeszcze jeden krótki test muzyczny.
-Jak sobie życzysz, tylko aby ten teleturniej nie trwał zbyt długo ponieważ chciałbym przejść do meritum-z niezadowoloną miną odparł Gruby.
Tym razem wyjęłam ze stojaka jedną ze swoich ulubionych płyt: kwartet smyczkowy Schuberta „Śmierć i dziewczyna”. Sytuacja powtórzyła się i po chwili czytałam już sms’a od Mansona- medium muzycznego we własnej osobie.
- „Tym klasycznym gównem możesz mnie faszerować ale dopiero na moim pogrzebie! M.M.”
W tym momencie we mnie zawrzało. Można nie rozumieć muzyki klasycznej ale tak zwiewnemu i lekkiemu utworowi przypisywać powinowactwo z kałem, no to przesada! Miałam dość tych impertynencji i moich nieproszonych gości.
- Dwa zero dla waszego szefa ale nadal nie wiem, do czego ma nas to doprowadzić Panowie?
- Najważniejsze jest odłączenie naszego pracodawcy od tego sprzętu, takie wirtualne wyciągnięcie wtyczki-powiedział Gruby. -Plan mamy opracowany.
-Jesteśmy profesjonalistami-wpadł mu w słowo Chudy.
- Musisz tylko wykazać wolę współpracy a wszystko pójdzie gładko-dokończył.
Przez chwilę miałam ochotę powiedzieć: Nie! Z drugiej strony jednak, czemu nie pomóc człowiekowi skoro tak ładnie prosi? Do tego taka delegacja, poczułam się wyróżniona.
- Słucham, jaki jest wasz plan?
Wydawali się poruszeni faktem, że tak gładko poszło. Zerwali się na równe nogi, szeptali coś chwilę między sobą i zaczął Okrągły:
- Za 7,5 minuty-spojrzał na swój elektroniczny zegarek w kształcie grzybka-dokładnie o 11.43 włączysz „Man that you fear” i pomyślisz: ”Uwalniam umysł Mansona z mojego sprzętu”. On ze swojej strony zrobi dokładnie to samo.
- Czy w zaistniałej sytuacji to nie on powinien się mnie obawiać? W końcu wiele ode mnie zależy; nie żebym była złośliwa, ale ten kawałek i to w tym momencie to lekki niewypał-stwierdziłam kwaśno.
- Nie ma czasu na zbędną polemikę-odparł lekko zniecierpliwiony.-Miałaś kooperować-przynaglił z naciskiem.
- Dobrze- uległam.- Lepiej wszystko przygotuję.
Zwarta i gotowa oparłam się w końcu o kolumnę, oczyściłam umysł, położyłam palec na magicznym przycisku i czekałam. Czułam, jak dwie małe istotki wpatrują się usilnie w moje kostki u stóp, które znajdowały się dokładnie na linii ich wzroku.
- Teraz!- pisnęli naraz.
Posłusznie wykonałam wszystkie czynności z zamkniętymi oczami i nie czekając na koniec utworu wyłączyłam kompakt. Przeniosłam wzrok na małe twarze; odprężone i uśmiechnięte bułeczki drożdżowe- przemknęło mi przez myśl.
- To co, teraz herbata?- zagadnęłam.
- W pracy nie pijemy- odparował całkiem poważnie Chudy.
- Jesteśmy ci bardzo wdzięczni; w szczególności nasz Pan-powiedział Okrągły.- Jako dowód szczególnej sympatii dostaniesz wszystkie jego płyty ze specjalną dedykacją. Teraz niestety, musimy udać się do hotelu i jeszcze dziś napisać raport do głównego dowództwa.
Spojrzał wyczekująco na swego przyjaciela i ruszył w stronę wyjścia .Chudy zerwał się z gałganka skarpetek i podreptał w ślad za nim. Robiąc jeden duży krok wyprzedziłam ich obu i otworzyłam szeroko drzwi.
- Zawołać wam taryfę?- zapytałam.
- Dzięki, ale mamy swoje sposoby-mrugnął porozumiewawczo Gruby stojąc już za progiem. - No to do zobaczenia-pożegnałam się.
- Nie sądzę, ale było nam miło poznać- zdjęli swoje czapeczki i skłonili główki z godnością.
- Nie byłabym znowu taka pewna- odrzekłam i powoli zamknęłam drzwi.
Kiedy weszłam do pokoju przeciągnęłam się z satysfakcją. Wyłączyłam komórkę i pomyślałam o biednym Mansonie; tyle trudu na nic. Kiedy on usilnie skupiał wszystkie swoje myśli na uwolnieniu się od mojej dyktatury muzycznej, ja byłam daleka od tego aby się do niego przyłączyć. ”Mam Cię w dupie ty pudrowany ignorancie”- było jedynym zdaniem jakie wypowiedziałam w swoich myślach.
- A teraz-szepnęłam do siebie wkładając Wagnera do odtwarzacza CD-będziemy poszerzać horyzonty Panie Manson! Zaczniemy od „Cwału Walkirii”.

Autor opowiadania: Ingeborge Nogard
WINLAND WINLAND
biuro@intechspiration.com, www.intechspiration.com
Id dokumentu
WINLAND