Wspinając się po schodach do królewskiej komnaty Semir zastanawiał się, czy dobrze zrobił, przybywając na dwór króla. Ostatnio był tutaj w dzieciństwie, na jakimś balu, ze swoim ojcem. Od tamtego czasu omijał stolicę szerokim łukiem. Nie czuł się dobrze w dusznych pomieszczeniach, pełnych wyperfumowanych dam, rozsiewających swoje uroki na lewo i prawo. Nie interesowały go takie żniwa. Dziś jednak był tu w sprawie kobiety. Normalnie nie zajmował się wyciąganiem panien z opresji, bo jak pokazała historia, rzadko kiedy okazywały wdzięczność proporcjonalnie wielką, do zainwestowanego czasu i pracy swego wybawcy. Ale w wieku 27 lat zaczął myśleć o ustatkowaniu się . Tylko cudem uratowana kobieta, będzie dozgonnie oddana mężczyźnie, który uwolnił ją z paszczy niebezpieczeństwa. Chociaż jak powiadają, wszystkie prawdy dotyczące zachowania kobiet, to jeden wielki mit. Ma on jednak pozytywne odzwierciedlenie w rzeczywistości; mniej łajania, utyskiwania, siwych włosów na głowie, nieświeżego mięsiwa na stole i gadek o równouprawnieniu. Lecz Semir wciąż nie mógł się przemóc; głos rozsądku podpowiadał mu, że w tym wieku trzeba zatroszczyć się o kogoś, kto w przyszłości ogrzeje jego powykręcane członki. Niestety, dziesiątki dni spędzonych w zbroi, pod deszczowym niebem, dawały już o sobie znać upierdliwym łupaniem w kościach. Jednak serce jego nie chciało dać się usidlić żadnej babie. Rozważając wciąż swoją decyzję stanął pod drzwiami, które otworzył przed nim królewski strażnik. Wszedł do niewielkiej komnaty i spokojnie zlustrował pomieszczenie. Królewska para rozmawiała szeptem lekko pochylając się ku sobie, obok marmurowego kominka stał smukły młodzieniec, zapatrzony w wysoko strzelający ogień. Cienie igrały na jego licach, nadając szczupłej twarzy lekko demoniczny wygląd. Czekał w progu, aż król łaskawie raczy zauważyć jego obecność i zaszczyci go jakimś przelotnym spojrzeniem. „Kretyńskie arystokratyczne maniery”- pomyślał w duchu. Brodata postać o przerzedzonych siwych włosach zwróciła swe oblicze w stronę przybysza i zaczęła mu się z namaszczeniem przyglądać.
- Witam cię zacny Semirze – powitał go król Lenlord.
- Witam cię mój Panie, Pani – Semir skłonił nisko głowę. Po chwili wahania dorzucił: - Witam również następcę tronu. Książę z roztargnieniem kiwnął głową nie patrząc na gościa.
- Dawno cię nie widziałem, ale jeśli wzrok mnie nie zawodzi to zdrowie ci dopisuje. Cieszy nas to niezmiernie – spojrzał na swą małżonkę, ta przytaknęła skwapliwie.
- Mnie również miło widzieć cię panie w dobrej formie – powiedział. W gruncie rzeczy mdliło go od tych wymuszonych grzeczności.
- Jestem ci wdzięczny, że tak szybko się stawiłeś. Wiem, że jako ostatni z rodu Lawrance’ów masz obowiązki, których brzemię bywa ciężkie. Lud nasz, bywa krnąbrny jak narowista kobyła i daninę trzeba mu nieraz z gardła wyrwać, jak psu kość, ale cenię sobie spokój jaki zapewniasz na zachodniej granicy naszego państwa.
- Panie, z całym szacunkiem, ale list pochwalny można było nadać pocztą konną – Semir nie wytrzymał dłużej. Jego ostatnie słowa wyrwały księcia z letargu, w którym cały czas przebywał. Skupił swój przenikliwy wzrok na bezczelnym impertynencie i uśmiechnął się nieznacznie. Pod wpływem tego spojrzenia Semir poczuł się niepewnie. Król natomiast lekko skrzywiony, kontynuował po przerwie dalej:
- Zapewne słyszałeś o tragedii, która dotknęła naszą rodzinę pół roku temu. Nasza ukochana córka została porwana nocą ze swojego łoża. Mamy wszelkie podstawy aby przypuszczać, że to ten smok mieszkający u podnóża „Garbatej Góry”. Chyba na starość najadł się szaleju! Do tej pory nigdy nie było z nim problemów. Czasem, w miłosnych amorach spalił nam kawałek lasu, uganiając się za jakąś smoczycą, ale na tym poprzestawał. Niestety, zamiary jego są nam nieznane. Dlatego też wezwałem cię tutaj abyś...
- Szczerze mówiąc myśleliśmy, że sam się zjawisz – wpadła mu w słowo małżonka. –W końcu jesteś młodym, dzielnym mężczyzną stanu wolnego. Mąż mój mówi, że drugiego takiego nie uświadczysz w naszym królestwie.
Semir zaczął czuć się niepewnie, jakby pływał w wielkim jeziorze, które nagle zamieniło się w grząskie bajoro. Ta cała gadka mierziła go szczerze.
- Dziękuję za te słowa Pani. Chciałbym się jednak dowiedzieć czego konkretnie ode mnie oczekujecie.
- Znasz tradycję – podjął król – wiesz, że nikt z rodziny ani osobnik niskiego stanu nie może uratować królewny. Tak było od zawsze, związane jest to oczywiście z nagrodą przewidzianą dla szczęśliwca, którego misja się powiedzie.
- Tak, znam tą historię – przytaknął.
- Dlatego wyróżniliśmy ciebie. Jeśli wszystko pójdzie gładko, zostaniesz członkiem królewskiej rodziny – Lenlord uśmiechnął się szeroko.
„Tak, tylko czy ja tego naprawdę chcę?”- zadał sobie pytanie w myślach. Milczenie Semira zostało zrozumiane przez króla jako niemy zachwyt, mówił więc dalej.
- Aby wszystko odbyło się zgodnie z prawem muszę ci zadać pytanie:
- Czy przysięgasz na swój honor zrobić wszystko co w twojej mocy, aby uratować Ordettę i przywieźć ją nienaruszoną przed nasze oblicze?
- Obiecuję Panie, o ile w takowym stanie ją zastanę – odpowiedział.
Królewski syn wybuchł perlistym śmiechem, a król poczerwieniawszy na twarzy uniósł się na swym tronie.
- Czy sugerujesz, że moja córka...
- Ojcze, on po prostu jest realistą – po raz pierwszy odezwał się książę. Miał dźwięczny głos, w którym pobrzmiewały nutki wesołości. „Taki głos powinien mieć władca, gdy przemawia do swego ludu, mógłby niejedno skostniałe serce poruszyć” – pomyślał Semir.
- Nie chciałem cię urazić Panie, po prostu wolę jasne sytuacje. Wolałbym nie być skrócony o głowę za coś, czego nie zrobiłem.
- Nie ma obawy – dorzucił książę.
Trochę urażony król podjął po chwili:
- Zakończmy tą jałową dyskusję. Jak nakazuje tradycja teraz ty zażądaj nagrody, którą ja ci obiecam, a to warte będzie więcej niż złoto – powiedział pełnym godności tonem władca.
- Czy obiecujesz w zamian podarować mi połowę swego królestwa oraz to, co w rodzinie masz najcenniejszego mój Panie? – zapytał.
- Masz moje słowo – odrzekł Lenlord.
Semir skłonił się nisko, i już zamierzał opuścić komnatę, gdy nagle szybkim krokiem podszedł do niego następca tronu i patrząc mu prosto w oczy powiedział:
- Uwolnij ja dla nas Semirze – w jego głosie pobrzmiewała determinacja.
Mimo, iż syn Lenlorda miał tylko 19 lat, świadomie korzystał z wszelkich przymiotów jakimi obdarzyła go natura. Semir pod wpływem tego spojrzenia spuścił wzrok i wbił go w wykładaną mozaiką posadzkę. Nagle książę położył mu rękę na ramieniu i przyciskając swoje usta do jego ucha wyszeptał:
- Albo jeszcze lepiej nas od niej!
***
Semir postanowił omijać główne trakty. Wypytywany przez ludzi o cel swej podróży, musiałby wymyślać łgarstwa dobre dla gawiedzi. Powiedzenie prawdy równało by się z zamknięciem sobie drogi powrotnej. Musieli by wracać z 3 tygodnie, zahaczając o wszystkie miasteczka i opowiadając tą samą historię tysiąc razy. Każdy chciałby oglądać cudem uratowaną i jej rycerza zbawcę. Jakby ocalił cały naród od wrogiego najeźdźcy, a nie jedną kobietę od stetryczałego smoka. W dupie miał taką glorię i chwałę! Zapasy żywności uzupełniał w przydrożnych karczmach, a na nocleg zatrzymywał się w lasach, śpiąc przy ognisku. Przez tych kilka dni podróży, nie potrafił zapomnieć o wrażeniu, jakie wywarł na nim Elian i jego ostatnie słowa, przeznaczone tylko dla jego uszu. Wieloznaczność tego stwierdzenia była dla niego wciąż nieodgadnioną zagadką. W szóstym dniu swej wyprawy stanął w końcu u podnóża „Garbatej Góry”. Wznosiła się łagodnie ponad najwyższymi drzewami, bura i skalista. Wystający spomiędzy drzew szczyt, pełny był nierównych wypukłości, przypominających erupcję wrzodów na gładkim zadku. Pomiędzy nimi tkwiła samotna wieża, jak wykałaczka w krzywych zębach. Semir zdecydował się rozbić obóz i poczekać na przybycie ciemiężyciela w smoczej skórze. Sprawdził swoją broń, zjadł wielkiego pieczonego kuraka i postanowił przejrzeć poradnik, który miał zawsze przy sobie: „Trudne pertraktacje z osobnikami innych gatunków, czyli jak negocjować zamiast wojować”. Mimo, iż nie zmrużył oka, tej nocy nic się nie wydarzyło. Ranek zastał go niewiele mądrzejszym, niż wieczór pożegnał. Semir nadal nie widział nawet smoczego cienia, a co dopiero całego cielska w pełnej krasie. Nie miał ochoty dłużej wpatrywać się w to mało estetyczne zjawisko, które niezbyt dobrze mu się kojarzyło, jak już wyżej wspomnieliśmy. Ruszył na szczyt wolno rozglądając się wokoło. Nie chciał dać się zaskoczyć, chociaż w przypadku smoka, działanie z zaskoczenia jest strategią chybioną. Ciężko zachowywać się bezszelestnie mając takie gabaryty. Dotarcie do celu zabrało mu 3 godziny i wczesnym popołudniem, nie zatrzymywany przez nikogo, stanął u wrót małej wierzy. Nie miała żadnego okna tylko mocne dębowe drzwi. Semir wyciągnął buzdygan i kilkoma ciosami rozłupał je na dwie połowy. Kopnął mocno kilka razy i drzwi ustąpiły z przeraźliwym trzaskiem. Nie wiedzieć czemu, właśnie ten dźwięk wydał mu się złowróżbny. Chwilę trwało zanim opadł wzniecony kurz, a wzrok przyzwyczaił się do panującego wewnątrz mroku. Semir nie opuszczając oręża wszedł do środka i ujrzał siedzącą na krześle królewską córkę. W jednej chwili zapragnął być daleko stąd, toczyć boje z wrogami i przelewać ich krew, ale było już za późno...
***
Ordetta w gruncie rzeczy była nadętą ropuchą. Mała, pulchna kobieta o mysich warkoczykach, chodząca kaczym krokiem na łykowatych nogach. Wrażenia ciężkości dodawał jej ogromny biust, wylewający się z ciasnego gorsetu. Sprowadzając ją ze wzgórza Semir bał się jak nigdy dotąd. Bardziej niż wszystkich stworów razem wziętych, obawiał się tej kobiety, sięgającej mu ledwie pasa i trajkoczącej piskliwym głosem. Paraliżowała go świadomość spędzenia reszty życia u boku tego stworzenia, wpatrującego się w niego wyłupiastymi ślepiami. Myśl, że nie ma już odwrotu, była jak robak toczący jego umysł. Księżniczka zdawała się nie zauważać marsowego czoła swego milczącego wybawiciela, zachwycona jego widokiem. Dobrze zbudowany Semir o ostrych rysach twarzy, i smagłej skórze był ucieleśnieniem jej wszystkich marzeń. Nie miała pojęcia, jaką burzę rozpętała w jego głowie. Jako królewska córa, przeświadczona była o potędze swego uroku osobistego, którym powalała mężczyzn na kolana. Nikt oczywiście nie śmiał wyprowadzić jej z błędu i tak sobie żyła w błogiej nieświadomości wiosen dwadzieścia trzy.
***
Semir dorzucił do ognia i podał jej kawał smażonej dziczyzny. Spory był, ale możliwości Ordetty również, jak ocenił wprawnym okiem. Nawet w czasie rozmowy unikał kontaktu wzrokowego z księżniczką, który tylko pogarszał jego samopoczucie. Ona za to perorowała z pełnymi mięsiwa ustami:
- Więc jak już mówiłam, nie mogłam się ciebie doczekać, liczyłam się z tym, że mógł przybyć ktoś inny, ale miałam nadzieję, że to będziesz Ty! Tyle o tobie słyszałam, wszystkie panny na dworze do ciebie wzdychały, ale oczywiście nie miały szans, hi hi - zaśmiała się piskliwie.
Patrzył zdumiony jak jej usta wciąż się poruszają, mieląc słowa i jedzenie jednocześnie. Przestawała tylko na chwilę, aby przełknąć, albo wepchnąć następny kawałek do swej buzi.
- Czy nie będzie cudownie - krzyknęła - a kawałek chleba z otwartej paszczy poszybował w stronę Semira. - Tatko urządzi nam weselisko jakiego jeszcze nie było. Będziemy jeść i pić przez cały tydzień!
„To jest to, co najbardziej lubisz robić purchawko” - pomyślał zjadliwie.
- To leży w gestii króla. On zapewne wie co czynić - nie liczył, że król złamie dane mu słowo; wręcz przeciwnie- dotrzyma go z lubością. Odsuwał jednak od siebie brzemię podjęcia decyzji jak najdalej.
- Tak ,tak – przytaknęła skwapliwie. - Może i do ojca należy ostatnie słowo ale ja już wiem, że chcę ciebie!
„Litości!” - jęknął w myślach.
- Czy nie jesteś zmęczona, może byś się zdrzemnęła? - zagadnął marząc o chwili ciszy.
- Tak, to dobry pomysł mój drogi. Pójdę wcześniej na stronę, bo coś mi leży na żołądku, a ty tu na mnie czekaj i myśl o swej ukochanej - pomachała mu ręką i znikła w krzakach.
Semira ogarnęła przemożna chęć ucieczki; z takim przeciwnikiem nie potrafił walczyć. Teraz już rozumiał, czemu tak unikał niewiast na swej drodze życiowej. Ordetta była potworem, w bezkształtnym ciele kobiety.
***
Całą powrotną drogę do zamku Semir milczał uparcie, próbując wymyślić jakieś rozwiązanie. Wszystkie opcje kończyły się wizją jego głowy na katowskim pieńku. Ordetta jechała na koniu przed nim, oglądając się ciągle i posyłając mu całusy. Każdy taki buziak, był jak policzek dla jego męskiego „ego”. Wpadł w pułapkę, jak młody lis w potrzask. Ostatniego wieczoru zrozpaczony postanowił utopić smutek w winie. Jak łatwo się domyśleć, jego towarzyszka nie odmówiła sobie również rozgrzewającego ciało, ale mącącego umysł trunku. Trochę podpita, kiwała się z głową wspartą na ramieniu Semira.
- Miły mój! Czemuś taki milczący, zastanawiam się czy zawsze taki będziesz? Właściwie to mi nie przeszkadza, w końcu ktoś musi milczeć, aby mówić mógł ktoś - histeryczny śmiech przerwało głośne czknięcie.
- Potrzebuję trochę spokoju Ordetto - odparł zrezygnowany.
- A cóż to za fochy! Wcale mi się nie podoba, że już masz dosyć przyszłej żony - powiedziała urażona.
- Wcale tego nie powiedziałem, to są twoje słowa.
- A teraz robisz ze mnie kłamczuchę, tak! - krzyknęła mu prosto do ucha, wstała i wielce obrażona zaczęła szykować się do snu.
Zdziwiony kierunkiem w jakim zaczęła zmierzać rozmowa, nie podjął tematu. Może ktoś rzucił na nią złe zaklęcie - łudził się w duchu. Może jest urodziwą panną z dobrymi manierami i czułym sercem, tylko trzeba znaleźć dobrą czarownicę aby odczyniła urok. Pomyślał o jej zjawiskowo pięknym bracie. Czy to możliwe aby jedno łono wydało na świat pięknego i bestię? Na raz tknięty przeczuciem zapytał:
- Czy gniewasz się Pani? Wybacz proszę.
- Wybaczam - sapnęła przekręcając się na drugi bok.
- Jednego nie rozumiem w całej twej opowieści. Dlaczego ten stary smok porzucił cię tak nagle jak porwał? Mówiłaś, że pewnego dnia po prostu odleciał i nie wrócił.
- Dobrze, że się zjawiłeś bo jeszcze trochę a umarłabym z głodu - powiedziała przysypiając.
„Do tego na pewno byś nie dopuściła” - przemknęło mu przez zaćmiony winem umysł.
- Tak oczywiście - przytaknął skwapliwie - ale jaki on miał w tym cel? To bardzo nielogiczne zachowanie, jak na tak inteligentne gadziny. Bo z drugiej strony...
- Och śpij już! - rzuciła zniecierpliwiona. - Za dużo gadasz Semirze.
- Ale to nie daje mi spokoju - nalegał. - Mogła byś mi go bliżej opisać, jak wyglądał jak się zachowywał?
- Na kurze nóżki w galarecie! - w jej głosie pobrzmiewało zniecierpliwienie. - Nie było żadnego smoka. Ojciec mnie tam zamknął, po to abyś się ze mną ożenił. Na dworze opowiadali różne rzeczy o tobie, że niby oprócz wojaczki i własnego miecza nic cię nie interesuje. Tatko postanowił więc, że ci dopomoże w podjęciu decyzji. I widzisz jak nas uszczęśliwił? - ostatnie zdanie wypowiedziała sennym głosem.
- Nawet bardziej niż potrafisz sobie wyobrazić - wycedził przez zaciśnięte zęby.
***
Bijąc się z myślami Semir spędził całą noc chodząc tam i z powrotem. Ordetta spała spokojnie, pochrapując i posapując od czasu do czasu nieświadoma faktu, że ważą się jej losy. W momencie gdy wyznała mu prawdę, on już zadecydował. Nie poślubi tej karlicy o opływowych kształtach! Nigdy się do niczego nie zmuszał, a tym bardziej nie będzie tego robił w tak ważkiej kwestii! Postanowił nie walczyć już ze swoimi uczuciami i pozwolić sercu decydować. Nie będzie kobiet w jego życiu! Spotkanie księżniczki tylko utwierdziło go w tym przekonaniu. W gruncie rzeczy miał teraz jedną szansę na milion, aby zachować głowę na karku i postanowił z niej skorzystać. Zwłaszcza, że w skrytości ducha cały czas o tym myślał.
***
Na zamku wrzało; wszyscy biegali bezładnie skupiając się bardziej na byciu w ruchu, niż robieniu czegoś pożytecznego. Przygotowywano wielką fetę, z okazji szczęśliwego powrotu „słodkiej lylyii” do królewskiego ogrodu szczęśliwości. Tylko dwie osoby wykazywały totalny brak zainteresowania panującym dookoła szaleństwem. Elian od powrotu swojej siostry nie wychodził ze swojej komnaty, natomiast Semir zbierał wszystkie swoje siły, aby stawić czoła królewskiej rodzinie i całemu dworowi.
W wielkiej sali słychać było podekscytowane szepty, gorączkowy szelest sukien i piski dam dworu, które otoczyły rozpromienioną Ordettę. Lenlord siedział nonszalancko na swym tronie obok swojej małżonki. Trochę na uboczu stał książęcy syn, wyczekująco wpatrując się w puste wciąż drzwi. Król władczym gestem uciszył wszystkich obecnych.
- Witam was moi drodzy, w tym szczęśliwym dla nas wszystkich dniu. Raduje się serce me, na widok naszej kochanej córki, która zdrowa i cała powróciła na łono rodziny. Radość ma jest podwójna, gdyż ocalenie jej zawdzięczamy najdzielniejszemu z dzielnych - tu Lenlord zrobił efektowną pauzę - Semirowi z rodu Lawrance’ów!
Spokojnym i opanowanym krokiem bohater wieczoru wkroczył do sali. Nie słyszał podniesionych głosów i nie widział posyłanych mu uśmiechów. Zatrzymał się przed władcą i rzekł:
- Składam ci hołd Panie i przybywam po swoją zapłatę.
- Mów czego żądasz a będzie ci dane - odparł król.
- Obiecałeś mi to, co masz najcenniejszego w rodzinie i połowę swego królestwa - Semir po raz pierwszy spojrzał na księcia, który pobladły wpatrywał się w niego z wyrzutem. - O ile się nie mylę, to najcenniejszy jest dla ciebie następca tronu i to o jego rękę chciałbym prosić - w końcu to powiedział! - Jeśli on mnie zechce - dodał już mniej pewnie.
Jeden wielki jęk wyrwał się ze wszystkich gardeł. Królowa zemdlała, Ordetta wybiegła zanosząc się szlochem a za nią sznurkiem jej towarzyszki. Król natomiast bladł i czerwieniał, wymachując rękami i wydając z siebie nieartykułowane dźwięki. Semir nie odrywał wzroku od swego wybranka, od którego teraz wszystko zależało. Młody książę podszedł do niego swoim kocim krokiem, i przechylając głowę powiedział z lekkim uśmiechem:
- Już myślałem, że mnie od nich nie uwolnisz!
Król odzyskawszy głos zakrzyknął:
- Jak śmiesz siać w moim domu ferment i zepsucie!
- Panie! Nie przynoszę pod Twój dach zarazy - odparł już spokojnie trzymając mocno rękę Eliana. - Ja po prostu kocham inaczej!
***
Obaj żyli długo i szczęśliwie, lecz jak nie trudno się domyśleć, nie zostawili po sobie owocu swej miłości w postaci następcy tronu. Ordetta również nigdy nie wyszła za mąż, gdyż nie znalazł się śmiałek, który by sprostał takiemu wyzwaniu. I taki był koniec królewskiej dynastii. Stary Lenlord umarł niepocieszony.

Autor opowiadania: Ingeborge Nogard
WINLAND WINLAND
biuro@intechspiration.com, www.intechspiration.com
Id dokumentu
WINLAND