- To będzie rutynowa robota – rzekł Grom Ka’zhar spoglądając na małą wioskę w dole doliny. Długo obserwował, jak mieszkańcy nieświadomi zbliżającego się niebezpieczeństwa, zajmują się swoimi codziennymi obowiązkami. Jego oddział był już gotowy, wystarczył jeden gest Groma aby ruszyli do ataku. Konie parskały niecierpliwie, a ich oczy płonęły szaleńczo. Który to już raz patrzył na osadę taką jak ta? Wszystkie były takie same, nawet twarze tych prostych ludzi zdawały się identyczne; beztroskie i pełne jakiegoś wewnętrznego spokoju. Jednak za chwilę z gardeł tych milczących osadników wydobędzie się krzyk przerażenia. Usłyszy wrzaski gwałconych kobiet i jęki zabijanych mężczyzn, będące niczym kojący balsam dla jego rozszalałej duszy. Wszystko ogarnie ognista pożoga, bezlitosna niczym gorący oddech smoka. Jego oczy będą karmić się do syta tym cudownym widokiem. Na samą myśl o tym pięknym dziele zniszczenia, krew poczęła się w nim burzyć z podniecenia. Niecierpliwie ściskał dłoń na rękojeści miecza. „ Już czas” – zabrzmiał głos w jego umyśle. Wydał komendę, konie ruszyły dzikim galopem a jeźdźcy zawyli opętańczo. Oto nadjeżdża Pan Mordu ze swoim Odziałem Zniszczenia. Strzeżcie się bowiem godzina waszej śmierci jest bliska!- zdawała się mówić ich pieśń.
***
Dookoła domy płonęły a ziemia była usłana trupami wieśniaków. Wszędzie panował chaos, zapach śmierci przyjemnie drażnił nozdrza Groma, który czuł się jak ogromny łosoś płynący na tarło. Skąpany we krwi swych ofiar napawał się widokiem pobojowiska, które wyszło spod jego miecza. Nagle i niespodziewanie poczuł ostre ukłucie. Zawył bardziej ze złości, niż z bólu. Odwrócił się i spostrzegł jakiegoś starca z widłami. Zmierzył go wzrokiem; był mały i cherlawy, żaden z niego przeciwnik. Jednakże udało mu się zaskoczyć wojownika, który patrzył na niego teraz ogłupiałym ze zdziwienia spojrzeniem. Po chwili uniósł miecz i jednym zamaszystym ruchem odciął starcowi głowę, która uderzyła głucho o wypaloną ogniem glebę parę metrów dalej. Czuł, że zaczyna słabnąć. Upadł na kolana i spojrzał na ranę: z tętnicy wylewał się gorący strumień czerwonej posoki. Obrazy i kolory zaczęły tracić swą wyrazistość. Umierał. Wtem oślepiło go białe światło i jego oczom ukazała się jakaś postać. Nie widział jej zbyt wyraźnie, jednak bez wątpienia była to kobieta. Miała mlecznobiałe włosy, które gęsto spływały na jej ramiona. Skórę miała niemal przezroczystą i to właśnie od niej bił owy świetlisty blask. Ubrana była w białą suknię, przez którą prześwitywało jej blade i wątłe ciało; czarne oczy przyglądały mu się beznamiętnie.
- Podobno każdy ma taką Śmierć na jaką zasługuje – wyszeptał z wolna, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech zadowolenia. – Ty mi w zupełności odpowiadasz - dodał po chwili, łypiąc na nią pożądliwie.
Kobieta uśmiechnęła się zachęcająco , nie spuszczając wzroku z wojownika.
- Nadeszła pora Zapłaty Gromie Ka’zhar. Jesteś gotowy?
- O tak pięknolica – odpowiedział bez cienia strachu w głosie, tryumfalnie szczerząc zęby.
- Oto ona - postać odpowiedziała mu z jednakowym uśmiechem.
Nagle zrobiło się ciemno, bardzo ciemno i Grom usłyszał dźwięk. Straszny dźwięk, ni to jęk, ni to skowyt. Po raz pierwszy w życiu poznał uczucie jakim jest trwoga. Obejrzał się w kierunku, z którego dochodził ten przerażający odgłos i zamarł. Przed sobą zobaczył coś, co nie mieściło się w granicach ludzkiego pojmowania rzeczy. To coś pełzło w jego stronę. Nie było ani ludzkie, ani zwierzęce. Wojownik zbladł, a jego gasnące już ciało oblał zimny pot lęku. Czuł jak przerażenie zatyka mu tchawicę i braknie mu tchu. Istota zbliżała się do niego z wolna, charcząc i sycząc jednocześnie. Jej zgniłe ciało śmierdziało potwornie; gdzie niegdzie dało się zauważyć wystające kości, a gdzie indziej skórę pokrytą strasznymi wrzodami. Czołgała się ku niemu na czworakach, z jej ust sączyła się jakaś lepka substancja, a długie przegniłe zębiska lśniły niebezpiecznie. Nieoczekiwanie potwór wyrzucił z siebie jedno zdanie:
- Jesteśśś mój...- szalone ślepia wpatrywały się w niego obłąkańczo.
Grom zaczął krzyczeć. Był to histeryczny wrzask człowieka, który niczym zwierzę zagonione w pułapkę i niezdolne do obrony wyje w nadziei, iż ktoś je usłyszy i przybiegnie z pomocą. Darł się tak głośno, aż poczuł, że zdziera sobie gardło, a jego oczy gorączkowo rozglądały się na boki w poszukiwaniu wsparcia. Jedyną osobą, która mogłaby odpowiedzieć na jego rozpaczliwe wołanie, była owa tajemnicza kobieta. Niestety, Grom nie dostrzegł w jej oczach choćby cienia nadziei.
- Nie podoba Ci się mój podarunek? – zapytała kpiąco. – Przecież to stworzenie jest dokładnym odzwierciedleniem twego pięknego wnętrza. Będzie z was idealna para – stwierdziła chłodnym tonem.
Te złowrogie zapewnienie wstrząsnęło nim do głębi; nieustraszony i pozbawiony ludzkich uczuć wojownik, poczuł się bezbronny jak osierocone dziecko. Nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku, posyłał jej błagalne spojrzenia.
Bladolica postać podeszła do niego zwiewnym krokiem, nachyliła się nad nim, i ująwszy jego umęczoną twarz w swoje delikatne dłonie, słodko wyszeptała:
- Macie przed sobą całą wieczność, jestem przekonana, że między wami coś... zaiskrzy.
Po tych słowach rozpłynęła się w mroku, równie niespodziewanie jak się pojawiła.
Dookoła zapanowała przytłaczająca cisza, którą po chwili przerwał napawający go odrazą głos, boleśnie dudniący w jego głowie:
- Mój...mój...mój – śliniący się stwór zaczął kąsać go po szyi w miłosnym zapamiętaniu.

Autor opowiadania: Arien
WINLAND WINLAND
biuro@intechspiration.com, www.intechspiration.com
Id dokumentu
WINLAND