|
"Ciekawe co dziś będzie na śniadanie?" - nieśmiertelna sentencja Kubusia zagościła na nowo w jego małym rozumku, dokładnie tak, jak każdego ranka po przebudzeniu. Pełen ciekawości zdjął z półki garnek i zajrzał do środka. - Miodek! - szepnął do siebie w konsumpcyjnej ekstazie, zanurzając łapkę w lepkim środku i oblizując ją z namaszczeniem. - Kto by się spodziewał, że tyle miodku mieszka w tym małym brzuszku - powiedział gładząc się po futrzanej wypukłości. - Tutaj jesteś bezpieczny - sapnął - z garnkiem nigdy nic nie wiadomo. - Spojrzał podejrzliwie na naczynie i pogroził mu palcem. W tym momencie drzwi chatki otworzyły się na oścież i stanął w nich Prosiaczek: - Puchatku! Nie uwierzysz co takiego znalazł Tygrys, chodź szybko! - Prosiaczek podskakiwał z nóżki na nóżkę. - Rozumiem, że już jadłeś śniadanie - powiedział spokojnie miś, odstawiając swój skarb na miejsce. - Dziś zamiast śniadania jest Coś ciekawego - pisnął. - Czy Cościekawego jest równie smaczne jak miodek? - zapytał właściciel bardzo małego rozumku. - Ależ Kubusiu! To Coś nie jest do jedzenia, tylko do patrzenia. - To musi być bardzo smutne Coś, skoro nie można go zjeść - stwierdził ze spokojem. - Tego właśnie nie wiemy, dlatego Tygrys pilnuje Cosia zanim wrócimy. - To dobrze - powiedział Puchatek - Tygrys jest najlepszym pilnowaczem Cosi jakiego znam. - A wielu ich znasz? - zagadnął go różowy ryjek. - Nie pamiętam - westchnął - chyba więcej niż jednego, ale mniej niż dwóch. - Aha - Prosiaczek kiwnął głową ze zrozumieniem. *** Tygrys drapał się zawzięcie za uchem, wytrząsając wirtualne pchły i wydając gardłowe pomruki ze swego pluszowego wnętrza. Co chwila popatrywał na swoje znalezisko, które prawie dorównywało mu wzrostem. Było miękkie i z łatwością przewracało się na wszystkie strony. Coraz bardziej skłaniał się ku teorii, że znalazł super zabawkę dla Tygrysów, z wypróbowaniem jej w praktyce postanowił jednak zaczekać. Na polnej drodze zamajaczyły dwie postacie; jedna podrygiwała niespokojnie, druga jak boja na falach miarowo kiwała się na boki. Uradowany zaczął podskakiwać na ogonie i wymachiwać łapkami krzycząc: - Tutaj jestem, tutaj! - na wypadek gdyby idący wprost ku niemu przyjaciele, nie zauważyli go, i przeszli obok. Zdyszany Kubuś padł na zieloną trawę, przygniatając zadkiem ospałą biedronkę, a obok niego usiadł Prosiaczek. Uradowany Tygrysek wciąż podskakiwał jak sprężyna. - Uoohaa! - Mam się dobrze i Coś ma się dobrze, dziękuję! -zakrzyknął. - Tak, Tygrysku, bardzo się cieszymy, my też mamy się nieźle, chociaż po tym spacerze jesteśmy troszkę głodni. - Jesteśmy? - zapytał niepewnie Prosiaczek. Kubuś spojrzał w dół z bezbrzeżnym uwielbieniem: - Mam na myśli siebie i swój brzuszek. Przecież sam Krzyś mówi, że jadam za dwóch. - Skoro wszyscy jakoś się mają, może pokażę wam to, co dziś znalazłem przy drodze. - Tygrys skoczył zwinnie za drzewo i wytoczył na drogę swój skarb. - Ojojoj!- zakrzyknął Prosiaczek, tak na wszelki wypadek, gdyż jak wiemy jest on bardzo strachliwym zwierzątkiem. Kubuś stanął obok znaleziska i rozpoczął swoje oględziny; obwąchiwał, posapywał i poszturchiwał z miną " znającego się na rzeczy". W końcu zawyrokował: - Wydaje mi się, że to jednak jest do jedzenia, tylko może bardziej zimą, niż wiosną. - Nie Puchatku, to na pewno jest Coś dla rozbrykanych tygrysów. Spójrz jak można z tym brykać! - Tutaj zaczął się popis kaskaderskich umiejętności pasiastego zwierzątka, które wykonywało wszelkie możliwe kombinacje skoków: przez, po i wokół Cosiowych. - A co ty o tym sądzisz Prosiaczku - zapytał Tygrys w pozie iście akrobatycznej. - Właściwie, to, to... nie jestem pewien - odparł skromnie - ale wydaje mi się, że to jest na pewno większe ode mnie. Właśnie, gdy Tygrys miał przejść do ostatniej fazy brykania, czyli potrójnego salta z obrotem, nadleciał Pan Sowa i usiadł z godnością na dębowej gałęzi. - Panie Sowo, czy mógłby Pan z góry stwierdzić, do czego jest to Coś, gdyż z dołu dokładnie nie widać - powiedział miś. Pan Sowa, przybrał jedną ze swych najbardziej przemądrzałych min, numer 3 i 3/4, przeznaczoną specjalnie dla istot w zawiłości swej nieskomplikowanych. - Myślę, że to nie jest ani huśtawka, ani śledź - odparł bardzo poważnie. Zapadła długa cisza, w której każdy próbował zmierzyć się z wizją Pana Sowy. Pierwszy poddał się Kubuś, który nijak nie potrafił wyobrazić sobie śledzia na huśtawce, zwłaszcza, że nie bardzo wiedział, co to jest śledź. -Znaczy to , że... -Ani to ani tamto - sprostował Pan Sowa. - W takim razie co, co, co! - niecierpliwił się Tygrysek. - Wydaje mi się, że jajo - odparł puchacz. - Ale jeśli to jest jajo, to w środku musi coś być - bardziej zapytał niż stwierdził Prosiaczek. - Hmm, jestem coraz bardziej przekonany, że to jajo największego zwierzęcia świata - powiedział tonem profesjonalisty Pan Sowa. - A co to za zwierzę - ledwie wydusił z siebie różowy ryjek, pobladły teraz ze strachu. - Jajo słonia - odrzekł. - Ajajaj! - wystękał Prosiaczek i zakrył łapkami uszy. Po chwili się zreflektował, i przesunął je na oczy. - Czuję się za nie odpowiedzialny, za niego, za to Coś - sprostował Tygrys. - Będę się nim opiekować jak Mama kangurzątkiem. - Czy rozumiesz znaczenie słowa odpowiedzialność? - zapytał niedowierzając Pan Sowa. - W końcu słoń to bardzo duże zwierzę. - Jasne! Ostatnio Mama tłumaczyła to Maleństwu, gdy akurat przebrykiwałem obok; jest to Coś, co się nosi na swoich barkach - odparł Tygrys wesoło. - Innymi słowy zamierzasz z nim brykać na grzbiecie? - zdziwienie puchacza było bezbrzeżne. - Aha, tylko poczekam, aż wyjdzie ze środka - stwierdził pewnie Tygrysek. - Chyba lepiej polecę po Krzysia - zdecydował Pan Sowa i ciężko wzbił się w powietrze. *** Krzyś, jako przedstawiciel najinteligentniejszego gatunku na ziemi, miał na ten temat własne zdanie: - Zupełnie nie wiem co to może być - zawyrokował. Nachylił się nad Cosiem i zaczął mu się bacznie przyglądać. Drapał się po brodzie, mówił: "hmm, hmm, tak, tak" - co jak wiemy jest zewnętrzną oznaką, zachodzących wewnątrz, burzliwych procesów myślowych. Ale nie tylko umysł Krzysia pracował na wysokich obrotach, wewnątrz Cosia również coś się działo. Zaczął się kurczyć i rozciągać na przemian, bulgotał i syczał, aż w końcu górna część poczęła otwierać się niczym kwiat. Z zadziwiającą szybkością z wnętrza jaja wystrzelił niewielki kształt, przypominający płaszczkę, i przywarł do twarzy Krzysia. Chłopiec krzyknął, zachwiał się i upadł na drogę. *** Późnym popołudniem w Chatce Puchatka, wszystkie pluszowe zwierzątka, zebrały się na spotkaniu, w bardzo ważnej sprawie. Pan Sowa wywiesił nawet kartkę na drzwiach, mającą odstraszać intruzów: Do wszystek: Bardzo powaszna narada wstemp wzbron. Do Słońa: Dunno disturb por favor Mr Elefante. Wery grazie! Ze Stumilowego Lasu dochodziły obradujących bardzo niepokojące dźwięki: dudnienie, łomotanie, trzaski i syki. Prosiaczek wyblakły prawie, z powodu traumatycznych wydarzeń ostatnich godzin wciąż pojękiwał. Kubuś niepokojąco zerkał na słoje z miodkiem, które przy każdym głośniejszym łupnięciu podskakiwały na półce jak szalone. Królik siedział obok misia i nerwowo stukał łapką w podłogę. Tygrys pełnił rolę obserwatora, biegając od okna do okna i składając meldunki o tym, co dzieje się na zewnątrz. Kłapouch leniwie ziewając majtał swoim małym ogonkiem. Pan Sowa natomiast koordynował przebieg narady. - Jak wszyscy wiemy, odkąd słoń wyszedł z Krzysia, nie mamy ani chwili spokoju. Rośnie bardzo szybko i rozrabia za całe stado tygrysów. - Ależ on bryka! Właśnie przebryknął drzewo do góry nogami - podał informację z ostatniej chwili Tygrys. Z głębi chatki dało się słyszeć głuche westchnięcie Prosiaczka. - Ale dlaczego on nie chce się ze mną bawić? Przecież miałem wziąć tą odpowiedzialność pod siebie - dorzucił zmartwiony. - Na siebie Tygrysku - poprawił go jak zawsze czujny Pan Sowa.- Niestety, po tym, jak słoń bawił się z Krzysiem w chowanego, nasz dzielny przyjaciel leży chory, dlatego ogłaszam zakaz zabawy ze słoniem - a zwłaszcza w chowanego! - Kiedy on nawet nie chce! Patrzy na mnie i ślina mu kapie jakby był głodny, a potem bęc, przewraca mnie i idzie dalej - odparł smutno Tygrys. - Zakaz również obowiązuje zabawę w przewracanego - dodał szybko puchacz. - Taki miś jak ja, wcale nie myśli o fikaniu koziołków ze słoniem, ale bardzo martwi go ta kapiąca ślina. Czy aby on nie zamierza zjeść moich całych zapasów zimowych? Niestety, wszystkiego nie dam rady ukryć przed nim w moim brzuszku - powiedział zasępiony Puchatek. - Zupełnie nie wiem co robić - dorzucił. - Mnie martwi jedno - powiedział spięty Królik - wszystkie moje marchewki są w niebezpieczeństwie, nie wspominając już o kapuście. Z koligacji ze słoniem żadne warzywo nie wyjdzie cało. - Chyba raczej z kolizji Króliczku - wtrącił wszechwiedzący Pan Sowa. - Przecież mówię, że z koalicji! - zdenerwował się Królik. - Kłapouszku, czy tobie słoń zdążył już coś zniszczyć? - indagował prowadzący naradę. - Ja niewiele mam do stracenia - odparł smętnie osiołek. - Chyba, że chciałby pożyczyć mój ogonek, wtedy bym protestował. - A jak? - zainteresował się Prosiaczek. - Zwyczajnie, zaparłbym się jak osioł - odparł flegmatycznie. - O rany, o rany! - krzyknął Tygrys. - Ktoś tu idzie. - Pewnie ten wielki słoń - zapiszczał Prosiaczek. - Nie, coś jak mama Krzysia, tylko całkiem inna - ocenił pasiasty obserwator. Rozległo się głośne pukanie do Kubusiowych drzwi. Wszyscy spojrzeli na głównego koordynatora. Pan Sowa powiedział z niesmakiem: - Pewnie to analfabet albo jakaś dysleksja, a to oznacza, że umie czytać tylko od 8 do 12, więc i tak trzeba otworzyć. W drzwiach pojawiły się wielkie czarne buty, w których tkwiły szczupłe nogi. Aby zobaczyć resztę gościa, zoologiczni dyletanci przerwali obrady i wylegli gremialnie przed chatkę. Oczom ich ukazała się wysoka kobieta, w obcisłym kombinezonie, z przewieszonym przez plecy miotaczem ognia i detektorem ruchu w ręku. W kąciku ust zwisał jej nonszalancko dogasający papieros, rzuciła go na ziemię i splunęła na niedopałek. - Przyleciałam rozwalić tego sukinsyna - powiedziała porucznik Ellen Ripley - wciąż się rozłazi to plugastwo po wszechświecie i nie dadzą człowiekowi spokojnie przejść na emeryturę. Autor: Ingeborge Nogard |
|
|
|