WINLAND
ŻYWOT ADELI


W małej wiosce w pochyłej chacie
Na progu Adela podciągnęła gacie
Giezło spod kiecy wypełzło poszarzałe
Ręka jak buła potarła udo zgrubiałe
Nos perkaty ku słońcu wystawiła
Zęby przegniłe w uśmiechu wyszczerzyła
Snadź było że brzyduli jagody ze szczęścia pokraśniały
W rzyci miała cały ten świat ludzi wspaniałych
Oddając się szczęścia krotochwili
Zapomniała że dziecię jej w kołysce kwili
Mały Alfonzo głośno praw swych się dopominał
Do baru mlecznego karmicielkę wzywał
Imię fantazyji rodzicielki swej zawdzięczał
Która w kościele gdy dzwon zawdzięczał
Ujrzała prałata z Italii słonecznej w odrzwiach stojącego
Wiarę krzewić i miłosierdzie mającego
Jemu to na krzcie imię owo rodzice dali
Piękne niczym ptasi trel zasłyszany z oddali
Dlatego tak sobie Adela wykoncypowała
I syna swego mianem tym obdarowała
Temu się jednak ludziska dziwowali
Że nikogo takiego nijak nie znali
Kto by choć raz Adelę obracał na sianie
Albo chędożyć chciał takie skaranie
Cóż tedy powiedzieć na takie syna poczęcie
Gdy panna miała zerowe wzięcie
Trza przyznać tedy jak na spowiedzi
Że jej nikt z chłopem nigdy nie wyśledził
Zatknięty pod wielkim biustem przyczółek nieznanego
Przyczynkiem był do języka używania niewyszukanego
A ona sobie żarty z wszystkich stroiła
I brzuch dumnie po wsi obnosiła
Pobożnych kłuł w oczy niczym mizerykordia konającego
A plotkarskie gęby szukały w nim czegoś ekscytującego
Ale Adela pilnie tajemnicy strzegła
I na naciski nie była uległa
Dworowała sobie z wszystkich do czasu
Gdy parafialny pachołek wyszedł zza lasu
Ku jej domostwu skierował swe kroki
I o chrzcie jej przypomniał biorąc się pod boki
Adela syna karmić przestała
I go warząchwią wymachując przegnała
Niczym pikujący zimorodek do jeziora
Uciekał jakby go goniła jaka zmora
Bezeceństwa i przekleństwa za nim Adela posłała
Ni kleru ni klechy oglądać nie chciała
Jakby ktoś walerianę dał kotu
Tak tedy prychała niczym po zjedzeniu blekotu
Coraz to krzywiej na nią ludziska patrzali
Gdy syna im tylko pokazywała z oddali
Donieśli księdzu że poganina Adela chowa
Wnet zatknięta została na płocie świńska głowa
Na klepisko jej pluli i kąty uryną obszczywali
Ci co bojaźń Bożą w sercu pielęgnowali
W końcu sam padre próg jej skromny przestąpił
I powiedział że w jej wiarę nigdy nie zwątpił
Ale skoro syna niebiosa jej zesłały
Niech się stanie Bożą owieczką pełną chwały
Urażona rodzicielka była do żywego
I bez święconej wody kocha Alfonza swego
Zmitygował się na to padre okrutnie
Na nic nam takie w parafii trutnie
Albo w poczet katolików go zaliczysz
Albo się z naszym zdaniem nie liczysz
Ni przechrzty ni poganina nie dam ci chować
Prędzej przyjdzie ci go w ziemi pochować
Adela łeb wielki pochyliła w trwodze
Niczym Goliat co Dawida rozsierdził srodze
Obiecała syna święconą pokropić wodą
Aby to nie było w wychowaniu jego przeszkodą
Tedy na niedzielę się umówili w kościele
Przyszło też parafian ciekawskich wiele
Zobaczyć jak ten syn skrywany wygląda
Którego Adela tak skrycie dogląda
Sam prałat z Italii mszę sprawował łacnie
Coby imiennika swego na łonie kościoła powitać zacnie
Jednak gdy przyszło do przyodziewku białej szaty
Adela odwinęła niemowlę z zawiniętej ciasno lnianej szmaty
I oczom wszystkich tajemnica skrywana się objawiła
A nie była to niespodzianka nazbyt miła
Mały Alfonzo miał ogonek kudłaty w miejscu wstydliwym
Miast kości ogonowej obdarzony był artefaktem uciążliwym
Tajemnicze pochodzenie daru owego 
Oraz ojca rodziciela nieznanego
Do kupy ludziska złożyli
I w myślach diabłu ogarek zapalili
Jęk zgrozy i pomruk dezaprobaty pełzł przez nawę
Niczym wąż syczący Ewie sprośności w ekstazie
Sam Alfonzo senior westchnął tylko z żałością 
Adela zaś stęknęła z nieukrywaną złością
Natura dając synowi dodatków w nadmiarze
Naraziła ich oboje na ludzkie potwarze
Był to jawny asumpt dla wszystkich w kościele
Aby z Adelą od dnia owego nie mieć wspólnego wiele
Więc gdy Adela do roboty na gumno się wybrała
Nie pomiarkowała że jej ostatnia godzina szczęścia się ostała
Gdyż wieśniacy o dobro wspólnoty zadbać postanowili
I małego Alfonsa w stawie utopili
Dwie niedziele po przyjęciu go w poczet sług Bożych
Ksiądz pogrzeb odprawił mu uboży
Adeli z wioski drogę cepami wskazali
Gryfonami pianę toczącymi ją przegnali
Tak tedy historii bieg zmienili
W jednej krótkiej głupoty chwili
Gdyż Adela po roku nocką powróciła
I całą wioskę z dymem puściła
Za co ją oczywiście na stosie usmażyli
O konszachty z Belzebubem i czarnoksięstwo posądzili
Tak oto Adela żywota dokonała
W mękach ludziom złorzeczyła aż skonała 
Lecz naczelne to dziwne są stworzenia
Mają pamięć wybiórczą i sprzeczne marzenia
Może za latek kilka i tą historię mitem okraszą
I za świętą męczennicę uznają Adelę naszą
Gdyż sami wyrok na nią wydali nie mogąc znieść inności 
Mogą też dobre imię przywrócić i za relikwie uznać spalone kości

Autor: Ingeborge Nogard
WINLAND
WINLAND
WINLAND
WINLAND WINLAND
biuro@intechspiration.com, www.intechspiration.com
Id dokumentu
WINLAND