1. Czy mógłbyś opowiedzieć o początkach Twojej przygody ze Średniowieczem?
Początki mojej fascynacji Wiekami Średnimi wiążą się ściśle z zainteresowaniem fantastyką i grami RPG, a więc było to około sześciu lat temu. Jednak na tym etapie, „moje Średniowiecze” bardziej przypominało zlepek różnych stereotypów, które miały więcej wspólnego z fantasy niż z historycznymi Wiekami Średnimi. Dopiero dwa lata później przyszło prawdziwe zainteresowanie kulturą późnego średniowiecza. W tym właśnie okresie poznałem Radka zwanego Ponurym, który obecnie jest Strażnikiem Róży (odpowiednik Kanclerza) w Zgromadzeniu Rycerzy Szkarłatnej Róży z Rzeszowa. Razem zaczęliśmy wymieniać się informacjami o historii, uzbrojeniu, i kulturze późnego średniowiecza. Niedługo później przyszedł czas na zakup pierwszego mojego miecza. Był to (pisze w czasie przeszłym, ponieważ pod koniec zeszłego roku złamał się) półtorak od Alladyna. Kilka miesięcy później pojechałem jako widz obejrzeć inscenizację Bitwy pod Grunwaldem, a już miesiąc później brałem udział w Turnieju Rycerskim w Lublinie jako gość Zgromadzenia Rycerzy Szkarłatnej Róży. Od tego momentu moje zainteresowanie przerodziło się w coś więcej..

2. Co sądzisz o owych bractwach?
Nie chciałby się wypowiadać na temat konkretnych bractw, ponieważ nie uważam się za osobę, która poznała wystarczająco wiele ludzi, aby wypowiadać swoje sądy w tej kwestii. Mogę jedynie napisać ogólnie o całym RR (Ruchu Rycerskim) na podstawie kilku moich znajomości i listów, które otrzymuję z LDRP (Lista Dyskusyjna Rycerstwa Polskiego). Zaznaczam jednak, że to jest tylko moje zdanie i nie koniecznie musi być ono w pełni zgodne z prawdą. Renesans polskich bractw rozpoczął się około 5-7 lat temu. Obecnie praktycznie każde większe miasto ma swoje bractwo, a niektóre nawet kilka. W sumie daje to ogromną liczbę ludzi i niestety w takim przypadku nie możliwe jest powiedzenie, że wszyscy mają świetne stroje, dobrze walczą i znają dostatecznie historię. Należy jednak zauważyć, że z reguły w bractwach około połowę ludzi stanowią osoby nowe, które od niedawna interesują się RR, a od nich nie można wymagać zbyt wiele. Generalnie wydaje mi się, że w Polsce rycerstwo stoi trochę wyżej niż na średnim poziomie. Pierwszą rzeczą która moim zdaniem niekorzystnie wpływa na tą ocenę jest sytuacja, w której bractwo realnie istnieje jedynie w czasie sezonu, czyli latem, zaś przez resztę roku całe „rycerstwo” zostaje odstawione w kąt. Bardzo się cieszę, że Winland’u nie można zaliczyć do tego typu grup i że niezależnie od pory roku regularnie się spotykamy na tingach, organizujemy bitwy i walczymy. Kolejna sprawa, to straszna kłótliwość wielu ludzi i ciągłe podziały w bractwach. Niestety, ale prawie każda grupa istniejąca od dłuższego czasu zetknęła się z tym problemem. Inną sprawą jest podział na „tych”, którzy chcą się bawić w średniowiecze i „tych”, którzy bardzo poważnie podchodzą do tej kwestii. Nie chciałbym się opowiadać ani po jednej, ani po drugiej stronie, ale mogę jedynie powiedzieć, że taki podział tworzy często wiele niepotrzebnych sprzeczek, czego przykładem są dość częste kłótnie, z tego właśnie powodu, na LDRP. Z poziomem strojów na szczęście jest coraz lepiej, głównie chyba za sprawą dostępu do odpowiednich źródeł z wykrojami i wzornictwem (chyba najbardziej dzięki zasobom Internetu). Również ostatnio coraz więcej osób zajmuje się wyrobem ubrań, ozdób, broni i uzbrojenia ochronnego, a więc obecnie jedynie kwestia finansowa może tutaj stanowić problem. Wydaje mi się, że ogólna kultura RR w Polsce się również podniosła – jest organizowanych coraz więcej imprez, na których pomachanie mieczem nie jest już największą atrakcją. Świetnym przykładem może być tutaj Turniej Róż.

3. A co sadzisz o Winlandzie, oczywiście pomijając to co napisałeś? Chodzi mi o ludzi, stosunki miedzy drużynami, gra która toczy się nie zawsze na płaszczyźnie zabawy?
Winland w wielu kwestiach zupełnie nie przypomina stereotypowego bractwa, głównie dzięki wplecenie w nasze szeregi idei walki o ziemie. Oczywiście nie twierdzę, że jesteśmy pierwszymi, bo przecież w Polsce kiedyś działały w identyczny sposób TOGi (Traktat o Granicach), nie wspominając już o SCA (The Society for Creative Anachronism), która rozgrywa się na całym świecie. Cieszę się, że dzięki temu z koncepcji typowego bractwa powstał wyimaginowany świat, który praktycznie żyje własnym życiem. Niestety, ale jednak taka idea też wprowadza pewne złe aspekty. Nieuniknione jest, aby niektóre relacje z naszej zabawy nie przenosiły się na płaszczyznę realnego świata. Oczywiście staramy się tego unikać, ale chyba wszyscy sobie zdają sprawę, że do końca, to jest niemożliwe. Inną sprawą, która również mnie niepokoi są „wyścigi zbrojeń” (sytuacje w stylu: „A jeśli zrobię sobie .... , to czy będę miał dodatkowy punkt życia?”) i chęć wygrywania za każdym razem. W takim przypadku zatraca się gdzieś po drodze duch naszej całej zabawy. Osobiście, do rzeczy, które mi się nie podobają bym zaliczył jeszcze formę w jakiej są organizowane tingi. Chyba głównie dlatego, że odbywają się w zwykłej knajpie oraz dodatkowo, że jesteśmy tam bez strojów i w rezultacie zupełnie nie czuje się klimatu towarzyszącego naszej zabawie. Może więc warto się zastanowić nad powrotem do dawnej idei tingów rozgrywających się po bitwach? Ostatnią rzeczą która mi najbardziej się nie podoba i wręcz mogę powiedzieć, że może doprowadzić do rozpadu Winlandu, jest przyjmowanie do naszych szeregów praktycznie wszystkich chętnych ludzi z „ulicy”. Ma to duży związek z tymi „wyścigami zbrojeń” i chęcią wygrywania za każdym razem, o czym pisałem wcześniej.
WINLAND

Chcę zaznaczyć, że nie mam nic przeciwko nowym osobom w Winlandzie, ale uważam, że przyjmowanie wszystkich prowadzi do tego, że w pewnym momencie okaże się, że większości z nas będzie bardziej zależy na pomachaniu kawałkiem drewna niż na prawdziwym klimacie wczesnego Średniowiecza. Na sam już koniec powtórzę jeszcze raz, to co powiedziałem w poprzedniej odpowiedzi na Twoje pytanie – najbardziej w tym wszystkim podoba mi się, to że Winland żyje i ciągle dzieje się w nim coś nowego (chociaż prawdę mówiąc ostatnimi czasy, troszkę zwolniliśmy tępo, ale mam nadzieję że to chwilowe i od wakacji znowu rozpoczną się wielkie kampanie). Cieszy mnie również fakt, że coraz bardziej jesteśmy zauważani w Polsce, a zważywszy na czas przez który istnieje Winland, jest to dość sporo. Wydaje mi się również, że nasz rozwój jest dosyć dynamiczny – wszystkim zależy na tym, aby mieć jak najlepsze stroje (i co najważniejsze - nie kończy się to tylko na chęciach), coraz więcej osób decyduje się na treningi na żelazo, nasze prawa nieustannie zmieniają się na lepsze i ludzie coraz bardziej zaczynają interesować się historią Wieków Średnich.

4. Jak oceniasz Sigurda jako Jarla Winlandu?
Jako postać z naszej zabawy, nie mogę go zbyt dobrze oceniać, bo nie ukrywam, że jest obecnie moim największym wrogiem. Uważam więc, że źle włada Winlandem i na dzień dzisiejszy mogę zapewnić, że będę robił wszystko, aby pozbawić go tytułu Jarla. Postawił on sobie również za cel ogłoszenie siebie Konungiem i teraz stara się za wszelką cenę zdobyć jak najwięcej ziemi nie bacząc zupełnie na nic. Kiedy odpowiadam na ten wywiad, to szykuje się on właśnie do próby podbicia moich ziem. Myślę, że taka polityka go zgubi i jest tylko kwestią czasu, kiedy w Winlandzie zapanuje ponownie stary porządek.

5. Co byś zrobił, albo zmienił, gdybyś to Ty został Jarlem Winlandu?
Ze strony organizacyjnej, na pewno bym przywrócił dawny zwyczaj zwoływania tingów po bitwach, a jedynie nasze cotygodniowe zebrania w Antrakcie bym traktował jako spotkania czysto towarzyskie, na których nie koniecznie trzeba rozmawiać o Winlandzie. Kolejną rzeczą jest kwestia niewolników. Myślę, że bym się opowiadał za uzależnieniem maksymalnej liczby posiadanych niewolników od ilości osób wolnych w drużynie, tak aby nie było przypadków, że w hirdzie będzie więcej trallów niż wolnych. Kolejną kwestią jest reguła bitewna. Byłbym za wprowadzeniem prawa mówiącego o powiązaniu ilości grodów, które można obronić, i liczności drużyny, która aktualnie znajduje się na danej ziemi. Bardzo prawdopodobne, że również bym chciał obniżyć maksymalny pułap punktów życia, aby wygrana walka w większym stopniu, niż obecnie, zależała od doświadczenia. Najważniejsze jednak zmiany bym poczynił w polityce. W przeciwieństwie do Sigurda, zależało by mi bardzo na pokoju w Winlandzie i zjednoczeniu wszystkich władców w celu stworzenia wielkiej armii i zaatakowania jednego z naszych dalszych sąsiadów. Uważam, że bitwy wewnątrz naszego kręgu (chodzi mi o osoby z Białegostoku i okolic) do niczego nie prowadzą i pomału stają się coraz nudniejsze. Myślę, że już dojrzeliśmy do tego, aby właśnie zaatakować kogoś spoza naszego regionu, bez pomocy osób z zewnątrz, i pokazać, że wcale nie jesteśmy słabi.

6. I ostatnie pytanie: Czy chciałbyś odbyć służbę wojskową?

He, he, he... Kiedyś chciałem pójść na studnia do Wojskowej Akademii Technicznej, jednak po jakimś czasie przeszło mi to... i w sumie dobrze. Generalnie jestem zdecydowanym przeciwnikiem obecnego systemu szkolenia wojskowego i na pewno bym nie chciał odbyć służby wojskowej. Jednak nie oznacza to, ze jestem pacyfista – wręcz przeciwnie, opowiadam się za silną armią, ale armią, której siła nie będzie polegała na ilości żołnierzy, a tylko na poziomie ich wyszkolenia i jakości sprzętu. Z tego powodu zdecydowanie opowiadam się za zniesieniem w Polsce obowiązku odbywania służby zasadniczej, a w to miejsce bym proponował wprowadzenie wojska zawodowego. W ten sposób można by przeznaczyć pieniądze wydawane obecnie (a raczej marnowane) na szkolenie szeregowców, na porządne uzbrojenie. Uważam, że gdyby tak się stało w Polsce, to nie wykluczam, że chciałbym wstąpić do wojska i zostać właśnie żołnierzem zawodowym.

Autor: Thorolf.
WINLAND WINLAND
biuro@intechspiration.com, www.intechspiration.com
Id dokumentu
WINLAND