1. Czy mógłbyś opowiedzieć o swoich początkach fascynacji wiekami średnimi?
Hmm... trudno tu mówić o fascynacji. Generalnie zawsze interesowałem się historią, może średniowieczem nieco bardziej ze względu na malowniczość tego okresu, bogactwo legend, zwyczajów, wierzeń, ...no i metody walki, głównie na miecze. Dziecięca fascynacja ,,Thorgalem'' pewnie też nie jest bez znaczenia. Dlatego, kiedy rok temu Stoigniew zaproponował mi udział w Winlandzie, długo się nie zastanawiałem. Przez ten rok przekonałem się, że to naprawdę świetna zabawa. Poznałem też wielu dzielnych wojów, z którymi można sympatycznie spędzić czas, czasem oklepując sobie nawzajem czaszki różnymi metalowymi bądź drewnianymi elementami, w ramach odreagowania codziennych stresów, a czasem wspólnie badając walory organoleptyczne, tudzież właściwości fizykochemiczne, boskiej ambrozji, zwanej popularnie piwem.

2. Co na to Twoja rodzina, że poświęcasz czas i pieniądze na nietypowe hobby?
Z najbliższymi w zasadzie nie ma problemu. Przez moje 22 lata przyzwyczaiłem ich do tego typu akcji. Przeżyli już moje rozmaite pasje: harcerstwo, survival, nurkowanie, łyżwiarstwo, gra w zespole death metalowym (dalej aktualne) itd... Gorzej jest z dalszą rodziną i znajomymi. Część z nich otwarcie puka się w czoło, a część wyrozumiałym spojrzeniem pomija fakt mojego 
uczestnictwa w średniowiecznych zabawach (w sensie ,,lekarz kazał przytakiwać''). Nawet w tych, którzy na początku wykazują umiarkowane 
zrozumienie, informacja, że ta kolczuga, to tak, ja sam, drut 2 mm, kółeczka, całkiem sporo itd. wywołuje blady niepokój. Zaraz potem badawcze spojrzenie i już pewność: tak, on nie może być normalny. Ostatnio jednak zanotowałem małe zwycięstwo - wreszcie udało mi się zarazić średniowiecznym bakcylem moją dziewczynę.

WINLAND


3. Co czujesz jak stoisz na polu bitwy?
Porozmawiajmy o uczuciach, tak? No dobrze. Na moment przed bitwą ... nie ma nic poza trawą pod stopami, niebem nad głową i pełnym napięcia oczekiwaniem na to, co ma się za moment wydarzyć. Wszystkie zmysły są skoncentrowane do granic. Ta zabawa pozwala w jakimś sensie odpocząć od rzeczywistości, od ewentualnych problemów, odreagować (oczywiście w sposób kontrolowany). W odpowiednim otoczeniu można się naprawdę poczuć, jakby cała historia miała miejsce 1000 lat z hakiem wstecz. Dla ludzi, których tamte czasy fascynują szczególnie, to niesamowita radocha.

4. Co byś zmienił, gdybyś został Konungiem lub Jarlem Winlandu?
O nie, Konung Sigurd zdecydowanie nie powinien upatrywać w mojej skromnej osobie zagrożenia dla swego stanowiska. Nie mam takich ambicji, a poza tym posiadam wrodzoną alergię na politykę, więc to zdecydowanie nie dla mnie. Funkcja, którą posiadam na razie w pełni 
mnie satysfakcjonuje. Gdyby jednak... Myślę, że podstawową zmianą jaką bym wprowadził, byłby zwyczaj zwoływania thingów na świeżym 
powietrzu, może po bitwach, obowiązkowo w strojach. Wydaje mi się, że thingi w Antrakcie, choć sympatyczne, tak naprawdę przypominają 
zwyczajne spotkania towarzyskie, gdzie zatraca się w pewnym stopniu klimat Winlandu. Jestem oczywiście za kontynuowaniem zebrań w 
Antrakcie, ale w luźniejszej, swobodniejszej formie. Polityka prowadzona przez Konunga Sigurda w zasadzie mi odpowiada, choć na 
jego miejscu chciałbym wykorzystać obecną, dość stabilną sytuację polityczną, by wypróbować swoich sił i zmierzyć się z obcymi 
drużynami spoza Białegostoku. Ostatnia wyprawa na festiwal w Rynii i konfrontacja z innymi wojskami tylko mnie utwierdziła w tym 
przekonaniu. Nie jesteśmy bez szans.
5. A co sadzisz o Festiwalu Wikingów w Rynii?
Cóż... moja wypowiedź na to pytanie chyba raczej nie będzie kompetentna, gdyż jako młody stażem (rok) woj w bractwie nie miałem 
jeszcze okazji bywać na wielu festiwalach tej rangi co impreza w Rynii. Ten był pierwszy i mam nadzieję, że nieostatni. Zrobił na mnie 
niemałe, oczywiście jak najbardziej pozytywne wrażenie. Wspaniała atmosfera (sponsorowana głównie przez miód pitny marki Jomsborg), mnóstwo atrakcji typu szwedzka grupa prezentująca wikińskie zabawy, niezłe jedzenie (zwłaszcza sery wyborne), mnóstwo fantastycznych ludzi, których miałem okazję poznać, to wszystko sprawiło, że te 3 dni wspominam naprawdę rewelacyjnie. W tych okolicznościach nawet drobne niedociągnięcia organizacyjne, chyba nieuniknione z uwagi na liczbę uczestników i fakt, iż był to debiut Jomsborczyków w roli organizatorów (jeśli już muszę się czegoś przyczepić), dało się przeżyć.

WINLAND


Autor zdjęcia: Gyula


6. Czym się jeszcze fascynujesz, interesujesz pomijając wieki średnie?
Jak już wspominałem, naprawdę wieloma rzeczami się w życiu interesowałem i angażowałem w rozmaite projekty. Większości już nawet dobrze nie pamiętam. Rodzina postrzega mnie jako niespokojnego ducha i czasem zarzuca słomiany zapał. Nie do końca jest to prawda, po prostu te moje pasje, którym poświęcałem każdą niemal wolną chwilę, nie wytrzymywały próby czasu i z różnych względów je porzucałem (tak było np. z łyżwiarstwem, które trenowałem kilka lat). Do dziś przetrwały właściwie dwie: Winland i muzyka. W bractwie jestem co prawda początkującym wojem, ale klimat tej zabawy wciągnął mnie do tego stopnia, że naprawdę trudno mi sobie na razie wyobrazić rezygnację z niego. Z muzyką natomiast związany jestem trochę dłużej. Jest ona dla mnie naprawdę czymś bardzo ważnym, towarzyszy mi praktycznie cały czas. Metal jest gatunkiem muzycznym, który wywarł na mnie chyba największy wpływ, choć słucham właściwie każdej dobrej muzyki, łącznie z jazzem na przykład. Od 6- ciu lat gram w kapeli death-metalowej IN EXTREMIS. Mamy na swoim koncie parę sukcesów, jakieś konkursy, płyta demo, a także kilka kryzysów (głównie personalnym). Jednak bez względu na te trudności, granie jest tak ważnym elementem mego życia i z pewnością nigdy z niego nie zrezygnuję. W najbliższym czasie mamy w planach małe tournee (taki żarcik), jeszcze w październiku koncerty w Bielsku Podlaskim, a potem prawdopodobnie w Olsztynie. Zapraszam.

7. No i tradycyjnie ostatnie pytanie zupełnie z innej beczki: co sądzisz o Świętych Wojnach na Bliskim Wschodzie?
Cóż... temat jest mi znany, wiadomo, choćby z lekcji historii, czy współczesnych obrazków z TV. Przyznam się jednak, że nie do końca go rozumiem w sensie logicznym. Kiedyś wydawało mi się, że święte wojny wynikają z fanatyzmu religijnego, ale ich przyczyny są bardziej złożone. Tego typu konflikty bliskie są obu kulturom:
chrześcijańskiej i islamskiej. O ile jednak w świadomości chrześcijan i Żydów przestały one odgrywać istotną rolę, a wszelkie krucjaty były raczej złamaniem zasad religijnych i w zasadzie służyły jako parawan kolonialnych podbojów, o tyle w islamie są nadal aktualne. Pojęcie dżihadu wpisane jest w nauki Koranu, czyli problem nie wynika z cywilizacyjnego zacofania społeczeństw muzułmańskich . Islam jest przecież dziś najszybciej rozwijającą się religią świata. Nie jestem oczywiście ekspertem w dziedzinie islamu, ale wydaje mi się, że ta zawziętość i krwawe podejście do sprawy bierze się z odpowiedniej, korzystnej dla odbiorców, interpretacji pism, niż autentycznego przesłania Koranu. Jakiś noblista kiedyś powiedział, że ,,im mniej Boga, tym mniej 
wojen''. Nie zgadzam się z tą opinią. Wydaje mi się, że wszelkie wojny wywoływane w imię religii wynikają raczej z ludzkiej natury, bo naprawdę trudno mi uwierzyć w udział Szefa w tych mordach i rzeziach, które ludzie sobie nawzajem urządzają.

Autor: Thorolf.
WINLAND WINLAND
biuro@intechspiration.com, www.intechspiration.com
Id dokumentu
WINLAND