WINLAND

HILDR Z MORBERGU ZWANA MAJKĄ


WINLAND


1. Jak to się wszystko zaczęło?
Czyli jak, gdzie, kiedy i dlaczego średniowiecze?
 
Skąd średniowiecze? Doprawdy nie wiem, to był chyba deszcz kropel, które drążyły skałę. W dzieciństwie chciałam zostać pilotem myśliwca. Czytając jednak nałogowo i nadmiernie, wchłonęłam wiele historycznych powieści i siłą rzeczy natknęłam się także na pieśń o Rolandzie, wiersze Marii z Francji czy Villona, który do dziś jest moim ulubieńcem. Do tego dołączył się zachwyt nad gotycką architekturą - miałam wrażenie, że ludzie, którzy stworzyli te arcydzieła, musieli być w jakiś sposób szczególni. Coś zalęgło mi się w sercu i ssało.
Pewnie pozostałabym na zawsze przykurzonym molem książkowym, gdyby nie dwaj panowie - Sienkiewicz, który przygotował grunt, i Sapkowski, który pchnął mnie do czynu. Posunęłam się nawet do tego, że zadzwoniłam do najbliższej sekcji szermierczej, gdzie poinformowano mnie, że szkolą wyłącznie nastolatki w nadziei wychowania przyszłej kadry olimpijskiej. I tu zadziałała Opatrzność w postaci mojego ślubnego króla Artura, który wróciwszy pewnego dnia do domu powiedział: "Słuchaj, jest takie bractwo rycerskie, tu masz namiar, zadzwoń". Namyślałam się trzy tygodnie, ale zadzwoniłam i nie żałuję. Z biegiem czasu "przesunęłam się" do wcześniejszych epok, bo okresem, który zawsze najbardziej mnie fascynował, jest młodość Europy, czas wędrówek, wzlotów i upadków plemion. Wtedy to w chaosie, który ówczesnym mógł się wydawać końcem świata, rodziła się zupełnie nowa jakość. Okres "wikiński" zamyka tę epokę, później Europa krzepnie w postaci, która istnieje do dziś. 
 
2. Jakim było to '...takie bractwo rycerskie'? Czy mogłabyś, Pani, coś o nim
opowiedzieć? A także: jak się odnajdywałaś podczas pierwszych spotkań? Czy
od razu chwyciłaś za oręż? Czy miałaś kogoś, kto wprowadzał Cię w tajniki
'przywracania średniowiecza do życia'?
 
"To" bractwo to Chorągiew Ziemi Górnośląskiej, działająca w Gliwicach i
Katowicach, nastawiona przede wszystkim na okres grunwaldzki. Ku mej niezmiernej uldze, nikt mnie nie wyśmiał. Bo, spójrzmy prawdzie w oczy, powodem tego wywiadu nie jest to, że jestem walczącą kobietą - tych jest wiele. Mam nastomiast paskudne uczucie, że mogę być wśród nich najstarsza. Na początku miałam dotkliwą świadomość tych parunastu lat różnicy, może bym i zrezygnowała, gdyby nie to, że bardzo chciałam walczyć. Jak się okazało,
nikt poza mną nie widział w tym problemu, zostałam więc oswojona dość szybko. Powiem tylko tyle: cieszę się, że poznałam tych ludzi.
Z walką też nie było problemu - bierz kij i się ucz. Zresztą dodam od razu, że większość dziewczyn w bractwie ćwiczy fechtunek, strzela z łuku lub tańczy. Nie przewiduje się możliwości bycia wyłącznie "damą" czyli ozdobnym
meblem. Nagrodą rzeczową za to, że nie stchórzyłam na początku, był, ma się rozumieć, wymarzony miecz. Ciekawa jestem, czy każdy, kto pierwszy raz ujął w łapę własny miecz, czuł coś takiego. To było... podniosłe. Ten, zdawać by się mogło, kawał żelaza chyba odwzajemnił moje uczucia, bo pięknie śpiewa i służy mi już parę lat. Prócz tego znalazł sobie imię (głowę
bym dała, że zrobił to sam, bez mojego udziału). Nosi je w cichości, bo jeszcze się niczym nie wsławił. Jak wiadomo, do wsławiania nie wystarczy miecz, potrzebny jeszcze dobry szermierz.
 

3. Chyba innej prawdzie patrzymy w oczy. Jestem jedynie narzędziem w rękach
pana mego, ale zdaje mi się, że powodem wywiadu z Tobą, o Pani, jest Twa
waleczność i to, żeś Pani, nie samymi mięśniami walczysz, ale i tym co pod
hełmem. Czy mylę się i jesteś, Pani, czołową berserkerką w swej drużynie?
 
Nie, nie jestem berserkerką (żałuję). Za mało umiem, za wolno i niezdarnie się ruszam. Po raz kolejny obiecuję sobie, że wezmę się solidnie do treningu - może tej wiosny mi się uda. 

WINLAND


4. A jeśli chodzi o drużynę... Piszesz o Chorągwi Ziemi Górnośląskiej, a cóż
to za tajemnicza, mroczna nazwa : Dioski Trojana? Co warto byłoby o nich
wiedzieć?
 
Dioski Trojana to maciu-maciupeńka wczesna gałązka CHZG. Skąd wzięła się nazwa, tego najstarsi Wikingowie nie wiedzą, a ja osobiście podejrzewam, że została ukuta po pijanemu.
Diosek to diabeł (vide: do diaska!), Trojan zaś to nie potwierdzone bóstwo południowych Słowian, wiązane z Trygławem, nocą i nietoperzami. Klimat niezły, ale musielibyśmy jeszcze zdrowo popracować, żeby "dorosnąć" do tego image'u. Tak więc o Dioskach na razie niewiele można powiedzieć, czas pokaże, czy się skurczą, czy rozkwitną.

5. Czytałam pewien artykuł, o tym, że kobiety mają pewne opory jeśli chodzi o
walkę, że tak to nazwę, vis a vis. Czy Ty, o Pani, czułaś na początku jakieś
ograniczenia w stylu: 'boję się zrobić krzywdę', czy '...eee, nie mogę, to
nie dla mnie'?
 
Ja też czytałam ten artykuł i wydał mi się kompletnie bzdurny. Najwyraźniej jednak są kobiety o takiej konstrukcji psychicznej. Moim zdaniem powinny sobie odpuścić walkę. To ma sprawiać przyjemność, po kie licho się tak męczyć? Ryzyko kontuzji jest nieodłącznie związane z tą zabawą. To ode mnie zależy, czy zrobię komuś krzywdę; muszę panować nad mieczem. A przede wszystkim zadbać o w miarę solidną zbroję - to obowiązek wobec siebie i tej drugiej osoby, która mogłaby potem mieć wyrzuty sumienia, że mnie uszkodziła. Moje "opory" są, jako się rzekło, natury towarzyskiej. Kiedy biorę miecz do łapy, nikną natychmiast. Właśnie w bitwie czuję się na swoim miejscu.
Wolę zresztą bitwę niż pojedynczą walkę, bo jest uczciwsza. Każdy mężczyzna wiedząc, że walczy z kobietą, będzie się starał ją oszczędzać. To może być dobry trening (dla obu stron), ale walory poznawcze ma zerowe. W bitwie mam zakrytą twarz i staram się wyglądać niezbyt kobieco. W efekcie, jeśli uda mi się "przeżyć" pierwsze starcie, uważam to za swój sukces.
 
6. 'Mówiłyśmy' już nieco o drużynie, orężu i walce. Tymczasem nie samym
średniowieczem człowiek żyje. Czym zajmujesz się, o Pani, po odłożeniu
miecza? Czy w tzw. codzienności odczuwasz wpływy swojego 'średniowiecznego
zainteresowania'? Co, prócz spraw historycznych, Cię jeszcze absorbuje?
 
Co ja robię prywatnie? Ano, mówiąc najogólniej, kupczę fikcją. Czyli handluję używaną literaturą i współtworzę nową. Czyli jestem antykwariuszem i tłumaczką w jednej osobie. I zajmuje mi to tyle czasu, że nawet na średniowiecze muszę go wyrywać. Czytam w wannie. Nie potrafię powiedzieć, na ile średniowiecze wpływa na mój dzień codzienny. Z pewnością daje mi pewną przytulną niszę, świat, który uważam za własny. Rodzi mnóstwo irytacji, gdy stykam się ze sztampowym, fałszywym obrazem tej epoki utrwalonym w tzw. świadomości społecznej (to osobny temat-rzeka, jeden z moich koników. Z uporem maniaka kruszę kopie twierdząc, że brud i zabobon przyszły wraz ze świetlaną epoką renesansu - i mam tu więcej racji, niż na oko się wydaje). 
Natomiast specyfika zawodu (-ów) sprzęgnięta z tym hobby niebezpiecznie odrywa mnie od rzeczywistości. Zarzucano mi już eskapizm i zapewne w tych zarzutach też jest więcej racji, niż chciałabym przyznać. Tyle, że człowiek potrzebuje poezji, potrzebuje piękna, a trudno je znaleźć w doniesieniach z sejmu, antybodźcujących regulacjach życia gospodarczego, chamstwie na ulicach i na salonach - i.t.d. O wiele bardziej podoba mi się świat, w którym - choć ludzie mieli te same wady, co i dziś - pojęcie honoru i waga danego słowa miały znacznie wyższą wartość. Fałszywy egalitaryzm zepchnął honor do lamusa, a warto by go stamtąd wydobyć.

WINLAND


7. Czy jesteś ,Pani, świadoma tego, że możesz być idolką nastolatek/ków i wkrótce plakaty z Twą podobizną zawisnąć mogą w ich pokojach, obok zdjęć gwiazd muzyki wszelakiej i Adama Małysza? Cóż chciałabyś rzec rzeszy swoich fanów interesujących się średniowieczem?

Natrząsasz się Panna ze mnie - o, nieładnie! Najzwięźlejszą odpowiedzią byłaby ta turlająca się roześmiana morda z ikonek na gadu-gadu, ale ponieważ nie potrafię jej wkleić, wyrażę literkami: Iiihihihihahahaha!!!!!!!!

Autor: Heido
WINLAND
WINLAND
WINLAND
WINLAND WINLAND
biuro@intechspiration.com, www.intechspiration.com
Id dokumentu
WINLAND