WINLAND

SZTUKA WOJENNA W POCZĄTKACH PAŃSTWA POLSKIEGO


WINLAND


Na podstawie:
Początki Państwa Polskiego - Księga Tysiąclecia / Andrzej Nadolski, Polskie siły zbrojne i sztuka wojenna w początkach państwa polskiego.

Siły zbrojne plemion słowiańskich zamieszkujących w tych odległych czasach (ok. 500 r. ) składały się zapewne z ogólnego pospolitego ruszenia wszystkich mężczyzn zdolnych do noszenia broni. Owi wojowie walczyli w przeważającej sile pieszo. Konno prawdopodobnie występowali tylko wodzowie, dowódcy czy gońcy. Z dotychczasowych wykopalisk wynika, że ówczesny woj był przeważnie uzbrojony w okrągłą tarczę z umbem, oszczep do rzucania, dzidę o krótkim mocnym drzewcu oraz dość długi miecz, rzadko pojawiał się topór, a wyjątkowo łuk i strzały. Inne prócz tarczy uzbrojenie ochronne pojawiało się tylko u najbogatszych wojów.
W latach następnych występował, bliżej niezbadany, proces ukształtowania się drużyn wojennych skupionych wokół wodzów i naczelników plemiennych. Jest to jeden z najciekawszych i najważniejszych problemów kształtowania się wojskowości we wczesnym średniowieczu. Do tej pory nie udało się należycie naświetlić treści kryjących się w terminie "drużyna". Stwierdzamy jednak, że była to początkowo grupa ludzi, którzy uznali wojaczkę za swój zawód i związali się całkowicie z osobą wodza. W ten sposób zaczęła się wyodrębniać grupa wojów górująca nad resztą zdyscyplinowaniem i doświadczeniem, a z czasem nawet uzbrojeniem i stylem walki. Prawdopodobnie drużyna stawała się również zalążkiem konnicy i kawalerii. 
W miarę upływu czasu , zmieniał się pierwotny charakter drużyny. W monarchii pierwszych w pełni historycznych władców piastowskich widzimy prawdopodobnie końcową fazę tych przemian. Miejsce dawnej grupy wojowników żyjących wojny i łupu, połączonych z wodzem stosunkiem osobistej wierności i wojennego koleżeństwa zajmują odziały zawodowego wojska, pozostające na utrzymaniu wodza, zależne odeń całkowicie i stanowiące silne oparcie jego władzy zarówno na wojnie jak i podczas pokoju.
Obok wojska stałego, drużyny Księcia, w sensie zawodowego wojska, pozostają jeszcze drużyny możnowładców i pomniejszych włodarzy, rodów posiadających własne drużyny czy grody. Przyjmuje się że wojska możnowładców mogły się równać ilością i jakością uzbrojenia drużyny samego księcia.
Trzecim i ostatnim składnikiem armii pierwszych Piastów było pospolite ruszenie ogółu ludności wolnej, zdolnej do noszenia broni. Stanowiło ono prostą kontynuację pospolitego ruszenia z okresu demokracji wojskowej wcześniejszych wieków. Składając się z ludzi średnio zamożnych, którzy dorywczo w razie koniecznej potrzeby, zajmowali się wojną na pewno ustępowało uzbrojeniem i sprawnością bojową Drużynom. Pospolite ruszenie górowało jednak liczebnością. W wojnach prowadzonych przez pierwszych władców piastowskich , woje z pospolitego ruszenia, walcząc jako piechota odgrywali jeszcze rolę bardzo poważną. Dotyczy to przede wszystkim wojen obronnych gdzie na pierwszy plan wysuwały się działania wojenne o charakterze partyzanckim.
Liczebność ogółu sił zbrojnych jakie mogła wystawić Polska za czasów pierwszych Piastów nie jest łatwa do określenia. Przyjmując jednak za podręcznikiem PAN), że ludność wszystkich ziem polskich dochodziła do 1 125 000, mamy podstawy sądzić, że wojsko jednorazowo wyruszające w pole mogło liczyć do kilkunastu tysięcy zbrojnych, z tego co najmniej 3000 - 5000 przypadałoby na lepiej uzbrojoną i wyszkoloną kawalerię.
Sądzi się, że całość wojsk dzieliła się na określone jednostki, nie wiemy dokładnie jakie były podstawy tego podziału, bo nie rozumiemy treści, zapewne różnorakiej, która kryje się za rozmaitymi nazwami oddziałów, przekazanymi nam w formie łacińskiej przez źródła pisane. Są jednak podstawy aby dopatrywać się podziału w systemie dziesiętnym. (10-100-1000), a może też trój dziesiętny (10-30-300-3000). W ramach pospolitego ruszenia obowiązywała prawdopodobnie już wówczas zasada podziału terytorialnego, znana nam dobrze z czasów o sto lat późniejszych. Byłoby jednak nieporozumieniem przypuszczać, że ramy wczesnośredniowiecznych jednostek były zawsze ściśle respektowane.
Wiadomym znakiem odrębności poszczególnych oddziałów były godła, przyjmujące postać proporca-stanicy, tak jak to miało miejsce w czasach o sto lat późniejszych.
Na wypadek wojny wódz dysponował całą siłą militarna kraju, tej władzą jednak nie dysponował sam, na jego decyzje miały niewątpliwie wpływ najbliżsi współpracownicy, członkowie rodów ze "starej drużyny", związani z najwyższymi sferami feudalnego możnowładztwa. Oprócz tej grupy, stanowiącej na polu wojskowym coś na kształt dzisiejszego Ministerstwa Obrony Narodowej i Sztabu Generalnego, musieli też istnieć pomniejsi dowódcy oddziałów i pododdziałów oraz naczelnicy okręgów grodowych, a może naczelnicy całych większych prowincji.
Wydaje się, że mniej więcej w ciągu VI i VII wieku nowej ery zaszły poważne zmiany w uzbrojeniu używanym przez wojowników słowiańskich, a między nimi i polskich.
Oprócz włóczni używanej od dawna do bardzo poważnego znaczenia doszła broń miotająca w postaci łuku, prawie nie stosowanego w okresie rzymskim. Rozpowszechnia się szeroko topór, natomiast stosunkowo rzadszy staje się miecz, któremu stawiano coraz wyższe wymagania techniczne, na co miał niewątpliwie wpływ rozpowszechnienia różnych form opancerzenia. Dawna kolista tarcze zaopatrzoną w imak zastąpiła tarcza zawieszona na ramieniu i przedramieniu, dzięki czemu posługujący się nią wojownik mógł swobodnie strzelać z łuku lub kierować koniem. Uzbrojenie ówczesnego woja znamy dość dobrze, głównie jeśli chodzi o broń zaczepną, pospolity był oszczep i łuk, rzadziej lub sporadycznie spotykało się procę, noże, maczugi, w znikomych ilościach szable.
Miecze z omawianego okresu nie były zbyt długie, przeciętnie ok. 75 cm, przeznaczone do rąbania (ich sztych był często zaokrąglony), Topory piechoty miały długie toporzyska, natomiast kawalerii osadzano na toporzysku krótkim. Drzewce włóczni miało przeciętnie ok. 2 metrów (lecz zdarzały się znacznie dłuższe, nawet 3,5 metrowe) i było dość cienkie. Na terenie Polski znaleziska broni odpornej występują w bardzo skromnych ilościach. Na zasadzie źródeł pisanych, analogii i skromnych wykopalisk wnioskuje się, że w Polsce pierwszych Piastów posługiwano się tarczą i pancerzem, ale te dane nie pozwalają nam na wierne odtworzenie tych ważnych elementów uzbrojenia. Domyślamy się tylko, że tarcze były kształtu kolistego, ale może i owalnego lub migdałowatego, były drewniane obijane skórą.
Odrębna wzmianka należy się machinom wojennym. Ówczesne nasze wojska znały takie machiny i umiały się nimi posługiwać w okresie walk oblężniczych, wynika to nie dwuznacznie ze znanego przekazu Thietmara dotyczącego walk pod Niemczą w roku 1017, niestety nie wiemy jak się te machiny przedstawiały. Znowu domyślamy się tylko, że były one oparte na tradycjach rzymskich, tak jak to miało miejsce gdzie indziej w europie.
Bardzo ważną role w wyposażeniu wczesnośredniowiecznych wojsk musiała odgrywać hodowla koni. Dokładna analiza źródeł pisanych i archeologicznych nie pozwala wbrew dawniejszym poglądom wątpić w poważną rolę jaką odgrywała konnica w obrębie siły zbrojnej pierwszych Piastów.
Ciekawą i ważna cecha sił zbrojnych tamtych czasów jest wysoki poziom taktyki, strategii i umiejętności bojowych wojsk, także i grody, stanowiące zasadniczą formę umocnień stałych, które odznaczały się przede wszystkim znakomitym usytuowaniem w terenie, te walory oceniano bardzo umiejętnie. Na pierwszy plan wysuwają się tu przeszkody wodne. Formą wyjściową, z której rozwinęło się polskie budownictwo obronne, był jak się zdaje prosty gród palisadowy, w formie doskonalszej występujący jako gród drzewno-ziemny, dodatkowe umocnienia to fosy, zaopatrzone często w drewniane odzianie, kolczaste krzewy, gniazda os itp. Wysoko postawiona technika budowy fortyfikacji i umiejętność ich obrony stanowił jeden z podstawowych warunków obronności kraju.
Wbrew szeroko rozpowszechnianemu mniemaniu, wojna "szarpana", walki partyzanckie nie były bynajmniej jedyną, a nawet nie były najbardziej typową formą działań prowadzonych przez siły zbrojne pierwszych Piastów. Tam gdzie można było zapewnić sobie przewagę, a przynajmniej równowagę sił, dowódcy polscy bynajmniej nie unikali walnej bitwy w otwartym polu. Źródła pisane z czasów Mieszka I i Bolesława Chrobrego przekazały nam względnie dokładne relacje o kilku bitwach. Tam gdzie to się udaje, uzyskujemy wyniki upoważniające nas do wysnucia wniosków, rzucających światło na szczególnie charakterystyczne cechy taktyki polskiej.
Na pierwszy plan wysuwa się dążność do całkowitego zniszczenia siły życiowej nieprzyjaciela, przy szerokim wykorzystaniu momentu zaskoczenia. Zaskoczenie uzyskiwano bądź przez niespodziewane natarcie jak było w na Wołyniu w 1018 roku gdzie, jak podaje kronika Thietmara "Polacy wyzywając nieprzyjaciela skłonili go do walki i z niespodziewanym szczęściem odepchnęli go od rzeki, którą obsadził. Zgiełk walki podniecił Bolesława, zachęciwszy swych towarzyszy do gotowości, do walki i pośpiechu, przeprawił się szybko, choć z wielkim trudem (...) Poległa tam bardzo duża liczba spośród uciekających, mała zaś po stronie zwycięzców". Bardzo często stosowano też manewr taktyczny, prowadzący do oskrzydlenia wojsk nieprzyjacielskich, tak było w Bitwie z Wichmanem w 1015 r. jak i pod Cedynią w 972 r., o której ten sam kronikarz pisał źle interpretując, lub celowo przekłamując fakty "...kiedy starli się z Mieszkiem odnieśli zrazu zwycięstwo, lecz potem w miejscowości zwanej Cedynią, brat jego Czcibor zadał im klęskę kładąc trupem wszystkich najlepszych rycerzy...". Warto w tym miejscu wspomnieć, że manewr odwrotowy jest najlepszym sprawdzianem zdyscyplinowania wojska i potwierdzeniem jego wyszkolenia.
Nie obce też było polskiej sztuce wojennej wczesnego średniowiecza planowe współdziałanie kawalerii i piechoty (Bitwa Mieszka I z wichmanem w r . 967). O braku wszelkiego schematyzmu w materii świadczy przebieg bitwy na ziemi dziadoszan, gdzie wojska niemieckie zostały zaskoczone przez Bolesława, a ich odwrót zamienił się w ucieczkę. 
Analiza przekazów źródłowych (znowu kronika Thietmara) otwiera przed nami obraz wielkiej różnorodności i zdaje się dowodzić, że wojsko szykowano zależnie od każdorazowych, konkretnych warunków, być może opis właśnie tej bitwy tak bardzo zaważył na postrzeganiu działań wojennych pierwszych Piastów jako walki "szarpane" czy partyzanckie "...nieprzyjaciele ukryci w pobliskim lesie, wznieśli potrójny okrzyk i zaraz potem rzucili się na nasze wojsko łucznikami, którzy nadbiegali w zamieszaniu, nasi dzielny stawiali opór przy pierwszym i drugim ataku i zabili wielu spośród nadbiegających, lecz nieprzyjaciele nabrawszy otuchy na widok ucieczki niektórych z pośród naszych zwarli się i uderzywszy ponownie zabili wielu naszych". Pisząc dalej o niej (bitwa z Wichmanem 1015) Thietmar określa ją mianem "żałosnego pogromu". 
Wobec wyraźnie przeważającego wroga, wojska polskie stosowały działania defensywne, wykorzystując przy tym szeroko rozumiane umocnienia sztuczne i naturalną obronność terenu. Działania takie przybierały często formy przewlekłych bojów o przeprawy. Bardzo ważnym uzupełnieniem operacji defensywnych były już przywoływane działania partyzanckie, zwłaszcza w czasie wojen z cesarstwem, być może właśnie źródła z tego okresu są odpowiedzialne za mylne przypisanie walki partyzanckiej jako głównej strategii działań wojennych, w rzeczywistości walki o tym charakterze miały funkcję uzupełniającą, opóźniającą, niezmiernie zresztą ważną w owych czasach gdzie kampania musiała się zamknąć w wąskim przedziale czasowym.
Branie łupu i jeńców nie stanowiło już w tych czasach głównego celu prowadzenia wojny, odgrywało jednak rolę poważną, choćby jako źródło zaopatrzenia i wynagrodzenia własnego wojska. Zdobycz i niewolników zagarniano także i w bitwach, przede wszystkim, jednak dzięki specjalnym zagonom mającym na celu spustoszenie kraju przeciwnika. Klasycznym przykładem takiego zagonu jest najazd polski na ziemie Głomaczów w roku 1003. łupem zbieranym w pierwszym rzędzie była broń, nie gardzono jednak nawet zwłokami wybitnych nieprzyjaciół, które starano się pochwycić dla okupu.
Czasy wczesnego średniowiecza należą do najbardziej godnych uwagi w długich i bogatych dziejach polskiej wojskowości. Dotychczas interesowano się nimi niewiele. Dopiero w ciągu ostatnich lat zaczęto odrabiać to zaniedbanie. Miejmy nadzieję, że okres wytężonych badań nad początkami państwa polskiego wzbogaci nasza wiedzę, także i na tym polu.

Autor głowizny: Świtowój

WINLAND
WINLAND
WINLAND


OPINIE

Harald powiedział dnia: 05.09.05 22:21
Dziękuję za odpowiedz Krzesimirze. Wiem, że chodziło o Dziadoszan tylko wolałem sprawdziś. Wydaje mi się, że określenie Działoszanie funkcjonuje jeszcze w starszej historiografii. Nazwa Dziadoszanie jest jednak bardziej znana i częściej spotykana w nowszych opracowaniach.

Krzesimir powiedział dnia: 05.09.05 16:31
Odpowiadam na pytanie Haralda iż chodziło mi o plemię Dziadoszan choć w części ksiażek jaka posiadam piszownia jest taka jak podawałem w pierwszej swojej wypowiedzi. Pozdrawiam i dziękuję za tą uwagę.

Thorolf Wygnaniec powiedział dnia: 05.09.05 12:39
I ja nie będę się powtarzał, dlaczego opracowanie Świtowoja z Winlandu nie zostanie poprawione. Cieszy mnie natomiast fakt, ze błąd został znaleziony i w owych opiniach opisany. Jak również dziękuję za ciekawą wypowiedź Hildr. SŁAWA!

Harald powiedział dnia: 05.09.05 12:27
Ponownie zgadam się z opinią Krzesimira. Mam tylko małe zapytanie do Krzesimira dotyczące Działoszan. Proszę odpowiedz kto to byli owi Działoszanie, bo o takowych nie słyszałem. Nie będę już pisał o pisaniu tekstów tylko z jednej książki bo to wydaje się za nudne. Proszę dalej o rozwagę przy pisaniu prac. Do opinii Hildr się przyłączam i przeczuwam, że tak właśnie było i zapewne gdzieś w literaturze naukowej jest to wyjaśnione, więc droga Hildr otarłaś się o uchylone drzwi, ale to nic. Cieszy mnie tak odpowiednie do tematu. Oby tak dalej.

hildr powiedział dnia: 03.09.05 23:27
To nie będzie opinia, tylko teza, która mi się nasunęła przy czytaniu bardzo ostrożnej wypowiedzi Nadolskiego. Związek słowa "drużyna" z drug/druh, drużba (przyjaźń) jest wyraźny, forma gramatyczna też nadaje się na oznaczenie zbiorowości. Drużynnik byłby więc przyjacielem/stronnikiem/poplecznikiem wodza. Podejrzewałabym, że w czasach pradawnych takie "męskie kluby" mogły formować się samorzutnie wokół osoby obdarzonej cechami przywódczymi, pewną charyzmą, zręcznością w walce - słowem, budzącej podziw, co tłumaczyłoby emocjonalne zabarwienie tego terminu. Zresztą jestem pewna, że i w czasach historycznych (piastowskich) do drużyny nie brano "z łapanki" - jej członkowie musieli chcieć walczyć pod rozkazami księcia, co gwarantowało ich lojalność. (Pewnie wyważyłam otwarte drzwi, ale niech tam.)

Krzesimir z Welesa powiedział dnia: 03.09.05 14:06
Co do raszty nie mam żadnych uwag, praca dobra , nawet bardzo dobra , TYLKO TA BITWA Z WICHMANEM W 1015 ROKU DO POPRAWKI!!

Krzesimir z Welesa powiedział dnia: 03.09.05 14:02
,,(...)tak było w Bitwie z Wichmanem w 1015 r." LUDZIE OPANUJCIE SIĘ!!!!!! bITWA Z WICHMANEM W 1015 ROKU KIEDY ON JUŻ NIE ŻYŁ OD 50 LAT!!!!! No były bitwy z tym niemieckim hrabią ale w roku 963 i 967, ALE NIE W 1015!!!! W ROKU 1015 W ISTOCIE BYŁA BITWA NA ZIEMI DZIAŁOSZAN ALE DOWÓDCĄ BYŁ NIE WICHMAN ALE SAM CESARZ HENRYK II !!!! Proszę o poprawienie błędu. Pozdrawiam
WINLAND WINLAND
biuro@intechspiration.com, www.intechspiration.com
Id dokumentu
WINLAND