WINLAND

MAŁGORZATA Z WELESA


WINLAND


1. Na początek : początek - skąd zainteresowanie średniowieczem?
 
Miał być Egipt i to starożytny. Na książki tego typu trafiłam w czwartej- piątej klasie podstawówki i temat dosyć długo ciągnęłam. Ale wszystko się kiedyś kończy, tak więc zainteresowanie doliną Nilu wygasało tak jak źródło ciekawych (a wtedy koniecznie też trochę sensacyjnych) książek. Traf chciał, że mądra bibliotekarka podrzuciła mi wtedy Gołubiewa. No i przepadłam do matury. 
 
2. Jak to się wszystko dalej potoczyło?

W przeciwieństwie do mojej bliższej i dalszej rodziny byłam pewna że nie zdobędę dobrze płatnego zawodu lekarza (obrzydliwe), dentysty (jeszcze gorzej), prawnika (nuda) i tym podobnych. W zasadzie już dawno wiedziałam że zostanę archeologiem i kropka. Oczywiście słyszałam tylko: przejdzie ci. Nie przeszło, a na głupie komentarze uodporniłam się dosyć szybko. 
Po maturze Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie na kierunku Archeologia wczesnochrześcijańska, potem wybrałam specjalizację z wczesnego średniowiecza i szczęśliwie skończyłam lat temu cztery. W ciągu najbliższych 15 miesięcy pracowałam w terenie aż 12 (zaczynałam np. 4 lutego a kończyłam 6 grudnia) pod kierunkiem mgr Andrzeja Jankowskiego zdobywając szlify na wykopaliskach. Razem przebadaliśmy 48 stanowisk na trasie paliwociągu, raptem stukilometrowego, dla PKN Orlen S.A. No i dzięki temu mam uprawnienia do samodzielnego badania stanowisk archeologicznych i nie muszę nikogo prosić o łaskę.
Gdy zakończyły się badania to najpierw założyłam Mazowiecką Drużynę Wojów Słowiańskich Weles, a miesiąc później zaczęłam pracę w Państwowym Muzeum Archeologicznym w Wa-wie. Tam pracuję do dziś w dziale oświatowym , a obecnie za karę (bo zaczęłam studia podyplomowe i generalnie jestem krnąbrna…) pilnuję wystaw w przerwach innych zajęć. W takich wypadkach z buddyjskim spokojem robię na wystawach projekty imprez i wystaw, czy zajęć muzealnych dla dzieci, a także szlifuję umiejętności tkackie. Ostatnio ku powszechnemu oburzeniu zaczęłam w salach szacownej instytucji produkować modele i formy odlewnicze, ale sądzę, że już odlewać metali to mi tam nie pozwolą…

WINLAND

 
3. Tymczasem wspomniałaś o Mazowieckiej Drużynie Wojów Słowiańskich Weles, czy mogłabyś coś więcej o niej opowiedzieć? Skąd pomysł? Dlaczego Weles? I jak się owa drużyna rozwijała?
 
Pomysł na założenie drużyny był wypadkową kilku spraw. Napewno wrażenie robiły na mnie sceny batalistyczne na żywo na wszelkich festiwalach, turniejach i festynach rycerskich i archeologicznych. Chciałam zobaczyć, czy ewentualni moi ludzie będą kiedyś robić takie wrażenie. Robią- trafiłam na takich zapaleńców, że przerosło moje oczekiwania. Są oni trzonem Welesa. Wiekszość osób należących do grupy tego typu nadaje na tych samych falach- dzięki rekrutacji do Welesa udało się wyłuskać z mojej okolicy masę wartościowych osób- czas pokazał, kto należy do tej grupy, bowiem osoby nie zainteresowane tak na serio odpadają dosyć szybko. No i względy "feministyczne"- dużo znasz kobiet dowodzących drużyną? Weles powstał także dlatego, że kilka osób udzieliło mi wsparcia- drużynę zakładałyśmy z moją siostra Martą (w Welesie jest kapitanem łuczników) przy ogromnym dopingu całej naszej zakręconej rodziny. Udało się- no a gdyby nie, to byłybyśmy duetem rzemieślniczym Weles...
Weles, bóg bydła, wojowników, odradzającej się przyrody i Pan zaświatów chyba najlepiej odpowiada naszej działalności- zapewniliśmy sobie powodzenie we wszystkich dziedzinach tego i drugiego życia. No i najważniejsze- Weles to bóg słowiański.
Drużyna rozwijała się bardzo prężnie- cztery miesiące po założeniu Welesa zorganizowaliśmy samodzielnie imprezę dla publiczności. Było to naprawdę wyzwaniem, bo moi ludzie na żadnej wówczas jeszcze nawet nie byli. Ale jak zrobili samodzielnie swoją, to zrozumieli jak się na tego typu imprezach zachowywać aby nie utrudniać życia organizatorom i żeby publiczność była zadowolona. Zresztą kalendarium naszych imprez można zobaczyć na naszej nowej stronie www.weles.tk (może już jest, albo będzie lada moment).
Weszliśmy w kontakt z profesjonalistami- jarl Einar i Biorg z Jomsborg Wiking Hird zaprosili nas do budowy grodu w Ryni (wszyscy mieliśmy odciski) a przy okazji zrobili coś w rodzaju inspekcji stroju i stylu walki. Dzięki ich radom, a wcale się nie podlizuję, mogliśmy uczestniczyć najpierw w Festiwalu w Ryni, a potem w innych, zdobywając szlify profesjonalne. Moja ledwo opierzona drużyna w pierwszym sezonie istnienia była tez na Wolinie, Grzybowie itp.
najważniejsze, że wtedy gdy wyglądaliśmy niezbyt profesjonalnie i generalnie byliśmy zestresowani, oni potraktowali nas poważnie i nadali temu wszystkiemu rozpęd. No i do tej pory jesteśmy z Jomsborczykami bardzo związani na zasadzie dosyć trwałego sojuszu, zawodowo i prywatnie. Jednak od początku byliśmy dość samodzielni, ponieważ Weles jest w zasadzie samowystarczalny- jeszcze nie znalazł się nikt, kto by robił miecze... (wiadomość z ostatniej chwili- już ruszyła, na razie próbna produkcja) ale topory, umba, krajki, hafty, buty, itd. robimy sami.
No i najważniejsza cecha Welesa- Weles jest niepoliczalny.

4. Kiedy to było? W którym roku powstał Weles?
 
Powstanie Welesa to 8 grudnia 2002 roku. Własnie wtedy z Marta zorganizowałyśmy jarmark a na nim rekrutacje. Przybyli zaprzyjaźnieni rzemieślnicy, a z uwagi na mróz musieliśmy rozłożyć się w barku stadniny. Fajnie było. Wiele z osób, które wtedy się zapisały, są z nami do dziś, m.in. Ragnar.
 
5. Czy jest jakiś konkretny profil, w którym Wasza drużyna pragnie się rozwijać? Macie jakieś priorytety? Określone z góry cele?
 
Jaki jest profil? Pełna nazwa to Mazowiecka Drużyna Wojów Słowiańskich Weles z Podkowy Leśnej. Promujemy swoją miejscowość i region-ale to nie jest lokalny nacjonalizm. Natomiast chyba więcej mam Wikingów niż Słowian, stad nazwa nie do końca jest obiektywna. No i staramy się odtwarzać czasy Bolesława Chrobrego, podobnie jak inne grupy plus minus 50 lat- stad teraz trwa wymiana kilku hełmów na XI wieczne, bo zdarzyły się dwie wpadki typologiczne... A znasz nasze motto- mamy je na koszulkach. Tłumaczę- wiele jest tego, co człek wiedzieć winien, by miecz szczęśliwie wznieść. Nie sama walka, ale rozwój na wielu płaszczyznach- wiesz, że sami szyjemy, kujemy, tkamy, haftujemy itp. Żeby coś robić, trzeba najpierw zgromadzić sporo informacji. Na szczęście mamy dostęp do biblioteki Uniw. Warszawskiego i Muzeum Archeo. stąd znosimy makulaturę i xero na ciekawe tematy.
Moim marzeniem, które już się spełnia jest aby Weles dobrze walczył i dobrze pracował. Wojownicy zdobywają ciągle jakieś nagrody- Rynia, Brabniewo, Grzbowo, Bródno- zajęli najwyższe miejsca i wygrali fajny sprzęt. Natomiast rzemieślnicy wystawiają już kilka profesjonalnych stoisk, mamy grupę, która świetnie tańczy tańce historyczne, a nasz skald Gunnar jest wyjątkowym poetą. Rzemieślnicy maja już swoje osobne strony www, bo w dziale na stronie welesowej oferta im się nie mieściła. Jest ok.

WINLAND


6. Czy wspominasz jakiś wyjazd lub festyn wyjątkowo dobrze? Czy był taki, którego na pewno nigdy nie zapomnisz?
 
Totalne wrażenie to pierwszy wyjazd z tzw. Wioską Archeologiczną. Blisko- bo Warszawa, ale niezwykle stresującą, bo impreza nagłośniona i masowa. Ponadto obok mnie jakieś ważne osoby, już archeolodzy, no a ja studentka pierwszego roku. Pech i szczęście w jednym. Zajęłam się, co zresztą czynie do dziś, zielarstwem. Wtedy tez pierwszy raz od jednego z obecnie moich przełożonych usłyszałam: :"Za pięć minut będzie u Ciebie telewizja, więc piękna polszczyzną powiedz co dzisiaj robimy". Powiedziałam. Myślałam że umrę i skompromituję się kompletnie, bo pan redaktor oczywiście zapytał zielarkę o wianki, rośliny świętojańskie i tego typu sprawy. Ale wypadło dobrze i od tamtej pory, już z łapanki zostałam przydzielona do spraw medialnych na wszelkich wyjazdach. No a potem i do dnia dzisiejszego, jak tylko stopnieją śniegi, w większość sobót i niedziel jestem poza domem szerząc (zawsze z Martą) lub Welesem wiedze z dziedziny archeologii doświadczalnej. I każdy wyjazd jest dla mnie tak samo ważny i każdy pamiętam. Zresztą to dzięki ludziom, nie tylko wykonawcom, którzy w zasadzie najczęściej się powtarzają, ale publiczność. Czasami super, ciekawa i życzliwa, a czasem bezczelna., "masowa" w ciuchach z paskami (ale to tez nie jest reguła), czasami zostawią coś na pamiątkę, a czasami okradną. Czyli różnorodna. Teraz wyjazdy będą niezapomniane, bo towarzyszyć będzie mi Gabrysia- coś w rodzaju szesnastomiesięcznego huraganu połączonego z włamywaczem- wszędzie jest jej pełno i bierze co chce. Ciężkie czasy nadchodzą dla welesańczyków, czasy przemeblowania, kleptomanii i zamieszania.
 
7. Czyli zielarstwo to Twoja główna domena, oprócz dowodzenia drużyna oczywiście? Czy dobrze odnajdujesz się też np. w strzelaniu z łuku, czy wyrabianiu krajek? A mały 'huragan'- czy ma już jakieś specjalne zainteresowania? Coś ją szczególnie pociąga?
 
Zielarstwo rzeczywiście jest moją specjalnością i pasją- od tego zaczęły się wszelkie pokazy rzemiosł dawnych w moim wykonaniu. Nie zamierzam jednak nikogo leczyć- bardziej interesuje mnie chemia: barwniki, środki konserwujące, smary, trucizny i lepy łowieckie, amulety i ofiary zakładzinowe, zioła poświęcone różnym obrzędom itp. Kiedyś, jak tylko skończę podyplomówkę (już za sobą mam 1/3) mam zamiar robić doktorat właśnie z zielarstwa w Średniowiecznej Polsce. Może być nieźle.
A krajki- trochę z ciekawości, trochę z nudów, no a przede wszystkim dlatego, że praca z tkaninami i tekstyliami jest bardzo przyjemna. Wciągnęły mnie zwłaszcza krajki robione na tabliczkach, niestety nie mam czasu robić zbyt wielu eksperymentów. Ostatnio wyposażyłyśmy w krajki załogę łodzi wikińskiej (chłopcy zbudowali sobie replikę statku z Gokstad i lada dzień płyną do Norwegii i Anglii)- maja nam przysłać już efekt końcowy, czyli swoje fotografie w ciuchach z naszymi krajkami. Z Martą zbudowałyśmy krosna dwuwałowe na cztery nicielnice, żeby zobaczyć jak się robi prawdziwą tkaninę. I zrobiłyśmy taką pełno wymiarowa, ale o splocie płóciennym. ciekawa zabawa.
No a huragan. Jak na córkę dowódcy przystało, nie zna granic, a także ciekawska jest po mamusi. Interesuje ja wszystko, ale trochę inaczej niż nas, dorosłych. Myślałam, że zostanie archeologiem od neolitu, bo bardzo lubiła bawić się znalezionymi, dużymi kamieniami- tłukła jednym o drugi, jakby łupała krzemienie. Teraz natomiast degustuje różne rodzaje gleby- może geologia? Ten zapęd tez jest rodzinny, bo Marta (ciocia) chciała się kiedyś geologii poświęcić. No i woda w każdej ilości. Hydrologia? Pasjami lubi koniki, boi się robali, do jedzenia to najlepiej rodzynki i zielony groszek. Nie wiem co z niej wyrośnie, ale chyba coś w rodzaju Wikinga, bo lubi swoje historyczne ciuszki i pieniążki (może być też waluta w srebrze). 
 
8. Od kiedy istnieje Morheim i skąd wzięła się jego nazwa?
 
To zacznijmy od wyjaśnienia nazwy. Zaznaczam, że obydwa grody Welesa zostały nazwane na mocy takiego samego mechanizmu. Najpierw zapisaliśmy się grupowo do Midgardu i zapoznaliśmy się z wymaganiami wobec lokalizacji grodów. Po szybkiej naradzie wyszło na jaw u kogo z Drużyny na działce najdogodniej gród zbudować. Właściciele terenu zostali administratorami grodów (to taki oficjalny tytuł ) i mieli możliwość zaproponowania nazwy dla grodu. I tak Jaromir wraz ze Słowianami z Welesa wybrał nazwę Nadbrzeże (chociaż ostatnio mój słowiański oficer, Przemysław, agituje za nazwą Nowy Kijów... no ale to moje utrapienie) zaś administratorzy drugiego grodu: Wojciech i Orm Krzywonosy będący Wikingami (a w cywilu "braćmi Mo" od nazwiska rodowego Moroz) wymyślili Morheim (ta końcówka normańska oznacza chyba warownię, fort) 
Natomiast jak teraz zowią moja stolicę, zapytaj niejakiego Thorolfa z Winlandu, który gród jakimś cudem zdobył. Ja nadal węszę zdradę i klątwę bogów.
Aha- a od kiedy to niestety dokładnie nie pamiętam, lecz wydaje mi się, że zaraz jak drużyna zapisała się na Midgard, natomiast rozbudowa trwała aż do zdobycia przez mojego obecnego sąsiada..
 
9. Wales, jak i Ty sama, Małgorzato, pięknie się rozwijacie , czy pośród tylu historycznych i 'gabrysiowych' zajęć znajdujesz jeszcze czas na inne zainteresowania? 
 
W zasadzie większość czynności, jakie wykonuję, związane są w jakiś sposób z Gabrysią, Welesem i pracą. Oczywiście, o kimś nie wspomniałam- wszystko to możliwe jest dzięki wyrozumiałości mojego męża Roberta, który dosyć stabilnie łączy nas z rokiem 2005 ale naszej ery. Jestem w trakcie dogrywania pewnych spraw, i być może lada moment udam się na wykopaliska- z natury jestem archeologiem terenowym czasowo tylko uziemnionym.
Chciałabym zajmować się milionem innych spraw, ale doba ma niestety tylko 24 godziny- najzwyczajniej w świecie nie dałabym rady. Ale jeśli mam chwilę to sporo czytam, głównie fantasy i sf, ale tez nie pogardzę dobrym komiksem. Niestety nie mam czasu ani na filmy, ani na teatr- myślę, ze nadrobię, jak Gaba urośnie i nie będzie się budzić w nocy po 3 razy. Wiesz, że od jej urodzenia nie spałam ciurkiem dłużej niż 3 godziny? To męczy. 
Dawne zainteresowania jakoś odeszły na plan drugi. Kiedyś chciałam być nawigatorem w lotnictwie (złożyłam nawet papiery do Dęblina, ale rodzice nie zgodzili się ). Albo zajmować się na serio ochroną przyrody (zostało to w postaci wegetarianizmu, na który przeszłam 11 lat temu i trwa to do teraz). Dużo jeszcze mam do zrobienia, ale najpierw musze się porządnie wyspać.
 
10. Hihi. To brzmi jak szesnastomiesięczna sesja egzaminacyjna. Ale wspomniałaś o książkach i komiksach. Czy masz jakichś ulubionych autorów? Jakieś dzieło, które wywarło na Ciebie największe wrażenie?
 
No tak- niby egzaminy mam dawno za sobą, ale nie śpię, tak jak Wy w sesji...Autorzy? z Klasyki Bułhakow i "Mistrz i Małgorzata"- nikt mi nie powie, że autor był normalny... Podobnie jak Wharton, bracia Strugaccy, John Steinbeck (uwielbiam lumpów z Tortilla Flat), Fhilip K.Dick, a komiksy to przede wszystkim polskie, i będę mało oryginalna: Thorgal oraz oczywiście Asterixy (od tego się zaczynało). A wszystko zaczęło się od odziedziczenia po starszych braciach, ciotecznych, kompletu Relaxów, czyli socjalistycznych zeszytów komiksów z kapitanem Żbikiem, i pierwszy raz w Polsce pokazywanymi Thorgalami. Pisemka wychodziły jak byłam w przedszkolu, ale dostałam je w środku podstawówki i spełniły swą pożyteczną rolę.
Autor: Heido

WINLAND Własność Winlandu.
WINLAND
WINLAND
WINLAND
WINLAND WINLAND
biuro@intechspiration.com, www.intechspiration.com
Id dokumentu
WINLAND