WINLAND
RAGNAR Z BRACTWA WOJOWNIKÓW KRUKI

1. Skąd u Ciebie zainteresowanie średniowieczem?
 
Historią jestem zainteresowany od najmłodszych lat. Pamiętam, że gdy jeszcze nie posiadałem zdolności czytania, lubiłem przeglądać w bibliotece rodziców książki zaopatrzone w ilustracje. Pamiętam, że była wśród nich "Ilustrowana kronika Polaków" autorstwa Mateusza Siuchnińskiego, z ilustracjami Szymona Kobylinskiego. Zrobiła na mnie wielkie wrażenie, zwłaszcza ilustracje Kobylińskiego, rysowane według stylu opisywanej epoki, przemówiły do mojej wyobraźni. Moi rodzice sami interesują się historią, mogłem więc w domu znaleźć mnóstwo książek dotyczących tej tematyki, w tym moje ulubione wydania albumowe zawierające zbiory broni z rozmaitych muzeów. Potem, jak tylko nauczono mnie czytać, mogłem już sam zabrać się za książki historyczne. Interesowała mnie głównie starożytność, średniowiecze i druga wojna światowa. W konsekwencji także znaczna część beletrystyki, którą czytałem, koncentrowała się na wyżej wymienionych epokach. Doprowadziło to potem do takich skrzywień, że kiedy jako dzieci bawiąc się w wojnę strzelaliśmy do siebie z patyków, domagałem się od kolegów dokładnego określenia typu "broni", ponieważ ma to wpływ na zasięg, szybkostrzelność i siłę rażenia ;) Patyki były wówczas używane także w inny sposób i właśnie na dzieciństwo można datować początki mojej kariery w szermierce ;)
 

WINLAND

 
2. Jakie były dalsze losy Twoich zainteresowań? Czy należałeś do jakichś bractw, zanim założyłeś "Kruki"?
 
Przed założeniem Kruków należałem przez pewien czas podczas studiów do Toruńskiego Bractwa Rycerskiego. Był to jedyny kontakt w okolicy, który znalazłem, który pozwalał mi się czegoś nauczyć. W ramach anegdoty opowiem, że kiedy szukałem namiarów na bractwo, to telefonicznie powiedziano mi, że jak chcę przyjść na trening, to muszę mieć półtoraka i nawet dostałem kontakt do kowala, który miał mi go zrobić, bo "wie, jaki ma być". W konsekwencji otrzymałem półtorametrowy, sześciokilowy podajnik z resora, którym można by zatopić Pancernik Potiomkin. Kilka dni później poznałem chłopaków, którzy powiedzieli, że zaszło małe przekłamanie, ponieważ można też robić wczesne średniowiecze. Tak czy owak, miecz ten nadal posiadam w domu jako pamiątkę.
Co do samego bractwa, to oprócz podstaw walki, które tam nabyłem, uzyskałem też szereg informacji, jak taka drużyna NIE POWINNA funkcjonować. Na treningach mogłem ćwiczyć jedynie z kilkoma osobami, ponieważ reszta albo nie była w stanie dotrzeć po baletach, albo omawiała, co im się przydarzyło w minionym tygodniu. W większości brak było więzi i komunikacji pomiędzy ludźmi, a nadto oprócz tzw. sekcji wczesnośredniowiecznej był zarząd, reprezentowany jedynie przez kuszników, których nie interesowało, czy młodziaki mają na miecze, ponieważ znacznie ważniejsze było nabycie kolejnej kuszy. Poza tym były to przaśne czasy białych onuc z prześcieradeł albo futrzanych nogawic, prawie trzykilowych mieczy jednoręcznych robionych w piwnicy oraz generalnie sprzętu tylko stylizowanego na wczesne średniowiecze. Z tych czasów, oprócz wspomnień, zostały mi znajomości z kilkoma poznanymi w toruńskim bractwie osobami, a szczególnie Sirkisem, Torvim i Kiartanem, aktualnie z Nordelag, których niniejszym chciałem bardzo serdecznie pozdrowić.
 
3. Czy te doświadczenia spowodowały, że postanowiłeś założyć własną drużynę? Czy możesz opowiedzieć coś o jej początkach?
 
Zalążkiem drużyny była grupa ludzi, z którym ćwiczyłem od 1998 r., gdy przyjeżdżałem czasem do rodziców do Inowrocławia. Kiedy skończyłem studia w 1999 roku i ku mojej rozpaczy wylądowałem z powrotem w tym nudnym, prowincjonalnym mieście, doszedłem do wniosku, że po pierwsze, nie zamierzam zrywać z moją pasją, po drugie, skoro i tak coś razem z kilkoma osobami robię, mogę nadać tej strukturze wybrany przez siebie kształt korzystając z dotychczasowych doświadczeń (głównie "a contrario"), a po trzecie, skoro już utkwiłem w Inowrocławiu, to mogę starać się ten pobyt sobie uprzyjemnić. Takie były przyczyny powstania drużyny. Dalej trzeba było zarejestrować stowarzyszenie, zabrać się za stroje i sprzęt (przypominam, były to jeszcze dominujące czasy kolczug z podkładek i białych onuc z prześcieradeł), oraz, przede wszystkim, trenować. Przyznam szczerze, że teraz myślę, iż popełniłem w pewnym stopniu błąd koncentrując się w tak wielkim stopniu na walce. W konsekwencji ludzie zaczęli bardzo szybko dobrze walczyć - zarówno indywidualnie, jak i drużynowo, ale za to przez długi czas stroje i wyposażenie obozu kulały, gdyż aspekt ten był traktowany jako stosunkowo mało istotny. Wiele drużyn powstałych później od razu zachowywało właściwe proporcje odtwórstwa. Inna sprawa, że było też więcej wzorów do naśladowania, więcej gotowych przedmiotów do kupienia, a także od razu wyższe standardy do przestrzegania. 
Potem zaczęliśmy nabór, z którego przychodzili głównie ludzie ze szkół średnich. Muszę przyznać, że "przerób materiału" był znaczny - niektórzy szybko się przekonywali, że to jednak nie to, innych zniechęcał niezbędny wkład pracy, inni znów rezygnowali, gdy pierwszy raz pękła im głowa albo palce ;) Jak obliczyliśmy, zostaje nam średnio jeden na sześciu przychodzących. Nie wiem, jak jest w innych drużynach, zapewne podobnie. Szkoda tylko, że z tych kompetentnych już "frontowców", którzy zdążyli się pokazać od sympatycznej strony, sporo potem z różnych względów rezygnuje trafiając na stronę "emerytów". 
 
4. A skąd nazwa: "Kruki"?
 
Całkiem obszernie na temat powodów wybrania nazwy "Kruki" wypowiadałem się na naszej stronie internetowej. Mogę to jedynie poszerzyć o informację, że nie bez znaczenia były moje prywatne fascynacje tymi ptakami od wielu lat, zarówno jako niezmiernie ciekawym gatunkiem, jak i przede wszystkim jego aspektem kulturowo - historycznym. Pierwszego kruka wytatuowałem sobie dawno temu, jeszcze przed założeniem drużyny, potem doszły dwa - z naszego znaku. Więcej osób od nas tak się ozdabia. W międzyczasie okazało się, że kruki to szybko narzucający się symbol - zarówno we wczesnym średniowieczu, jak i obecnie. Najpierw dowiedzieliśmy się, że istnieje mniej wiecej równolegle z nami powstała drużyna "Kruk" z Wrocławia, z którą nadal jesteśmy notorycznie myleni, a potem falami zaczęły powstawać kolejne drużyny z wszelakimi mutacjami kruków w nazwie. Trudno, jesteśmy z nazwą tak silnie związani, że nie zamierzamy jej zmieniać. Chociaż, gdybyśmy się nazwali Bractwo Wojowników "Pingwiny" czy "Morświny" albo chociaż "Ryjówki", na pewno bylibyśmy oryginalni. 
 
5. A czy są w okolicy Twojego miasta lub w Polsce bractwa, z którymi jesteście szczególnie zaprzyjaźnieni?
 
Bliższych przyjaciół mamy pośród kilku drużyn w Polsce (jeśli to czytacie - serdeczne uszanowania!), ale stanowczo najbliższe i chyba już nierozerwalne więzi połączyły nas z Bractwem Wojowników Wataha Wilcze Kły z Poznania. Wszystkie wyjazdy i przedsięwzięcia robimy wspólnie, znakomicie czujemy się razem zarówno w boju, jak i na baletach, prezentujemy podobnie patologiczne poczucie humoru i zawsze razem stawiamy obóz. Wspólnie trenujemy, wspólnie gotujemy, na wyjazdach ciężko znaleźć namiot, w którym śpią np. same Kruki czy sama Wataha. Zazwyczaj wszystko jest solidnie wymieszane i taki układ nam odpowiada. W kilku przypadkach łączy nas braterstwo krwi, zdarzają się również związki międzydrużynowe (pragnę podkreślić, że jedynie o heteroseksualnym charakterze ;) ). Co zrobić? Kruki i wilki zazwyczaj występują razem. I niech tak zostanie.
 
6. Czy pamiętasz swoją pierwszą bitwę, w której brałeś udział / Gdzie się ona odbywała? Jakie były Twoje odczucia z nią związane?
 
Jeśli chodzi o moją pierwszą bitwę, to był to chyba rok 1998, w Toruniu. Jak sporo ludzi miałem wówczas przeświadczenie, że uczestniczę w czymś, co było marnie zorganizowane i stawiało wszystkich uczestników bijatyki w niezręcznej sytuacji, ponieważ musieliśmy próbować ratować coś, co zostało krańcowo spaprane przez tzw. Kierownictwo Bractwa. Była to już na szczęście agonia Toruńskiego Bractwa, a z rodzynkami, które udało się stamtąd wydłubać, spotykamy się i przyjaźnimy do dziś. Tak więc - nic heroicznego, raczej niesmak i wnioski na przyszłość.
 

WINLAND

  
7. Czy spotkałeś się kiedyś z nieprzychylnym przyjęciem tego, że należysz do bractwa historycznego?
 
Nie spotkałem się nigdy z nieprzychylnym podejściem, oprócz zwyczajowych tekstów od pijaczków typu "te, pokaż ten scyzoryk" albo legitymowaniem okładających się ludzi przez przechodzący co jakiś czas w okolicy patrol Policji. Myślę, że ludzi odtwarzających różne epoki historyczne jest już na tyle dużo, a tematyka tak popularna w mediach, że wszyscy zdążyli się przyzwyczaić.

8. Co sądzisz o festiwalach wczesnośredniowiecznych odbywających się w Polsce? Który z nich uważasz za najlepszy? 
 
Trudno mi się wypowiadać definitywnie na temat imprez w Polsce, ponieważ na bardzo wielu nie miałem okazji być (zwłaszcza tych odbywających się daleko). Z moich obserwacji widzę, że pojawia się coraz większa dbałość o historyczność, a poza tym ludzie coraz lepiej się poznają. Co za tym idzie, coraz częściej można zobaczyć ludzi wędrujących wieczorami z rozmaitymi gąsiorkami za pazuchą i szukających swoich znajomych z innych drużyn, a coraz rzadziej widać grupy, które siedzą jedynie przy własnym ogniu, patrzą na wszystkich spode łba i snują wizje, jaki to jutro na bitwie terror zrobią ;) Jeśli chodzi o festiwale, to nie będę szczególnie oryginalny, jeśli za najlepszy, na jakim byłem uznam Wolin. Nie chodzi tu tylko o rozmach całej imprezy, ale przede wszystkim o multikulturowość. Na imprezach w Polsce wszyscy znają się jak łyse konie, na północy i zachodzie Europy - wszyscy są jacyś tacy delikatni, na wschodzie - inna mentalność i do bitki i do wypitki, ale dopiero jak to wszystko wymieszamy, jak na Wolinie, wychodzi prawdziwy tygiel kultur i zachowań. Tak chyba właśnie musiały wyglądać duże ośrodki kupieckie tysiąc lat temu. Poza tym na Wolinie są największe bijatyki, a ja, cóż... po prostu to lubię.
 
9. Czym się zajmujesz oprócz odtwarzania kultury Wikingów? Czy bycie jarlem "Kruków" nie przeszkadza Ci np. w pracy?
 
W moim długim i pokręconym życiu miałem sporo aktywności, którym podporządkowywałem swój czas wolny (przyznam szczerze, w młodości nieraz kosztem obowiązków), ale odtwórstwo wczesnego średniowiecza okazało się najbardziej wielopłaszczyznowe i przez to najbardziej zajmujące. W konsekwencji zajęło tak istotne miejsce, ze chyba wszystko temu podporządkowałem. Treningi walki, koordynacja działań drużyny, wiedza z tego okresu, to wszystko zajmuje mnóstwo czasu. Dopiero w wolnym czasie zostaje trochę miejsca na krav-magę czy boks. Staram się też trochę ćwiczyć, ponieważ młodzież rośnie w oczach i nie chcę być najlżejszy w drużynie, bo mnie do bitwy nie dopuszczą ;) Pilnuję również, aby zostało nieco czasu na czytanie - tego nałogu nie chcę się pozbyć. Ostatnio z powodu tego, że postanowiłem dalej się kształcić, a przede wszystkim poważnych i ciekawych spraw w mojej pracy, muszę przeorganizować kierowanie drużyną delegując sporo spraw na kierowników sekcji i inne wyznaczone osoby. Poza tym w zeszłym roku musiałem ograniczyć liczbę wyjazdów, na które mogłem jechać. W tym sezonie może być podobnie, nad czym ubolewam.
Jeżeli chodzi o moją pracę, to oficjalna nazwa mojego stanowiska brzmi Oskarżyciel skarbowy. Siedzę w Urzędzie Skarbowym i zajmuję się represjonowaniem okolicznej ludności ;) Jestem takim prokuratorem od podatków i prowadzę postępowania karne w sprawach o przestępstwa i wykroczenia skarbowe. Do mnie trafiają zarówno niezłożenie w terminie jakiegoś kwitka, jak i poważne oszustwa skarbowe na grube pieniądze. Tak więc wydaję ludziom mandaty w drobnych sprawach, jak i przesłuchuję ich i oskarżam przed sądem w poważniejszych. Zajmuję się też współdziałaniem z prokuraturą i policją gospodarczą. Ostatnio pojawiło nam się sporo spraw mafijnych (paliwa i złom), dlatego mam mało czasu prowadząc postępowania sam i współdziałając z CBŚ-em. To właśnie dlatego jestem tak limitowany czasowo. Nie tylko dlatego, że to moja praca, ale także dlatego, że widzę prywatnie konieczność poświęcenia temu maksimum czasu. Mam taki charakter, że jak coś robię, lubię to robić dobrze.
 
10. Jakie Ty i "Kruki" macie plany na przyszłość? Czy jest jakiś cel, który chcecie osiągnąć?
 
Cele "Kruków"? Pragnę zapewnić, że nie planujemy przejęcia władzy nad światem. Myślę, że jako grupa sporo już osiągnęliśmy, ale spoczęcie na laurach i czekanie, kiedy rozwiną dla nas czerwony dywan jest początkiem dekadencji, a tej chcemy uniknąć. Dlatego chcemy nadal pogłębiać wiedzę, trenować, spotykać przyjaciół - jak wszyscy. Tak więc, skoro celem jest realizowanie naszej wspólnej pasji i zabawa, to chciałbym, przede wszystkim, aby trywialna codzienność nie utrudniała albo nawet nie uniemożliwiała nam tego. Zawsze czuję jakąś gorycz, jeśli ludzie, których cenię, nie mogą jechać na wyjazd, bo brak im pieniędzy albo nie mają szans na wolne w pracy. Studia, szkołę - to wszystko można w jakimś stopniu dostosować, ale taka zwyczajna niemożność, by pojechać czy chodzić na treningi, jest przygnębiająca. Są ponadto inne obowiązki, które też trzeba zrealizować. Poprzedni i obecny sezon tak dla drużyny, jak i dla mnie będzie właśnie taki - sporo osób zwyczajnie będzie musiało opuścić większość wyjazdów, "bo żyć też trzeba". Tak więc chciałbym po prostu, aby wszyscy mieli możliwość realizować się bez przeszkód w tym, co kochają. O resztę zadbamy sami.
 
11. Przysłałeś do zilustrowania wywiadu bardzo ciekawe zdjęcia. Co one przedstawiają?
 
Są to albo finalne wersje, albo półprodukty wykorzystane do utworzenia norweskiego albumu o nordyckiej mitologii. Obrazy były wystawiane w wielu muzeach Norwegii i miały średnio 2x3 metry. Żałuję, że tego nie widziałem. Mam jedynie album oraz kilka zdjęć na komputerze. Jestem szczególnie dumny, ponieważ moja postać została wykorzystana do dwóch przedstawień Odyna - wiszącego na Yggdrasillu oraz jadącego na Sleipnirze. Załączam obie wersje finalne oraz półprodukt "powieszonego". Na dodatkowym zdjęciu jest "Ragnar, którego nie znacie", w stroju do pracy, w jakim nie pojawiam się na wyjazdach ;) No chyba że potrzebne jest jakieś, na którym "Marszcząc Brwi Patrzę W Dal" albo "Przedzieram Się Bohatersko Przez Niezliczonych Przeciwników" ;)
 
12. A czy mógłbyś powiedzieć parę słów o tym projekcie - tworzeniu albumu o nordyckiej mitologii? Czyj to był pomysł i jak przebiegała jego realizacja?
 
Co do albumu, to ja także byłem nim zachwycony. O ile wiem pomysł całego projektu - wystawy i albumu pochodzi od AnneMa Werner, organizatorki festiwalu w Borre. Zdjęciami oraz ich dalszą obróbką zajmował się Svein Bringsdal, wprowadzenie napisał Terje Gansum. Do części zdjęć pozowali przyjaciele twórców specjalnie z myślą o albumie, część (w tym te moje oraz kilka z walk z udziałem innych ludzi z Kruków i Watahy) była robiona bez naszej wiedzy. Tym większe nasze zaskoczenie oraz przyjemność. W zeszłym roku na Wolinie AnneMa powiedziała mi, że na wystawie i w albumie "zostałem Odynem", potem musiałem wytrzymać kilka dni, zanim zdjęcia przyszły do mnie mailem i mogłem się nimi napawać ;)
 

WINLAND

 
13. Tak na zakończenie: jakie jest Twoje zdanie na temat walczących kobiet? 
 
Może wygłoszę niepopularny obecnie pogląd, ale uważam, że walka nie jest dla kobiet. I nie dlatego, że chciałbym wysłać kobiety do garów, wręcz przeciwnie. Jestem odmianą "gentelmana barbarzyńcy" i uważam, że kobietom należy się właściwy szacunek, natomiast nie da się ukryć, że w większości przypadków są delikatniejsze od mężczyzn. To, co u mnie spowoduje pęknięcie kości, u kobiety prawdopodobnie doprowadzi do złamania. Jak łatwo przecież zrobić kobiecie siniaka poprzez zwykły ucisk. Można powiedzieć, że po to jest pancerz, ale widziałem dość urazów mimo pancerza. Z kolei koncepcja, że "można przecież delikatniej", jest nie na miejscu - do walki wychodzimy po to, żeby było efektywnie, a to czasem musi być szybko i mocno. Poza tym facet z blizną na twarzy to chyba żadna różnica, a czasem wręcz powód do kombatanctwa, u kobiety to niekoniecznie będzie ozdoba. Ostatni powód - byłem wychowywany, że kobiet się nie bije i tego będę się trzymał.

Autor: Yngvild


WINLAND Własność Winlandu.

WINLAND WINLAND
biuro@intechspiration.com, www.intechspiration.com
Id dokumentu
WINLAND