WINLAND
ODPARTY ATAK HORD Z PÓŁNOCY

Wojskowość ery starożytnej cechowało to, że znaczącą część armii ówczesnych państw stanowiły wojska najemne. Definicja mówi, iż oddziały najemne to ochotnicze formacje wojskowe w służbie obcego państwa, organizacji czy też władcy, walczące za pieniądze, na jakie zgodziły się obie strony w umowie. Wojska najemnicze nie znały określenia patriotyzmu i mogły walczyć w każdej sprawie; w tym kontekście najemnicy to ludzie, dla których wojna jest zawodem, z którego czerpią zyski (żołd)[1].
Już w starożytnym Egipcie pewną część armii stanowili najemnicy. Pochodzili oni przede wszystkim z Jonii (http://pl.wikipedia.org/wiki/Jonia) i Karii (http://pl.wikipedia.org/wiki/Karia), które to krainy od VIII (http://pl.wikipedia.org/wiki/VIII_wiek_p.n.e.) do IV w. p.n.e. (http://pl.wikipedia.org/wiki/IV_wiek_p.n.e.) były jednymi z głównych źródeł pozyskiwania żołnierzy sprzedających swe umiejętności. Część kontyngentów wojsk obcych stanowili także mieszkańcy pustynnych osad - czyli ludy określane mianem Libijczyków, a także wojownicy z terenów dzisiejszej Grecji. Rola Greków w Egipcie stopniowo rosła, co omal nie zakończyło się wojną domową. Było to ostrzeżenie, jak niebezpieczni mogą być najemnicy dla zaciągających. Egipcjanie jednak zręcznie rozwiązali ten problem, osadzając Greków w jednym mieście, co zaowocowało nawet rozwojem handlu.
Również królowie perscy i inni monarchowie wschodu najmowali żołnierzy obcych narodowości, często tworząc z nich formacje gwardii przybocznej, na których opierali swą władzę. Świat śródziemnomorski zna wiele przykładów, gdy zamożna i ambitna jednostka (często dowódca oddziału zaciężnego), zaciągała najemników i przy pomocy ostrzy ich włóczni zdobywała władzę.
Najsłynniejszym w dziejach wyczynem najemników była bez wątpienia Anabasis - wyprawa dziesięciu tysięcy Greków, wynajętych przez uzurpatora do tronu perskiego Cyrusa Młodszego. Po półrocznym marszu doszło do starcia pod Kunaksą (401 r. p.n.e.), gdzie pretendent do tronu przegrał bitwę z prawowitym władcą i poległ. Wojska greckie na swoim skrzydle odniosły zwycięstwo, ale nie wpłynęło to na losy bitwy. Po podstępnym wymordowaniu greckich dowódców przez Persów, żołnierze prowadzeni przez młodszą kadrę dowódczą, podjęli marsz, by przez wrogie terytorium dotrzeć do Trapezuntu - greckiej kolonii nad Morzem Czarnym[2].
IV w. p.n.e. to wzrost liczebny sił najemniczych we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego. W momencie rozpoczęcia wyprawy Aleksandra III Macedońskiego na wschód, liczba greckich najemników w armii perskiej sięgała 30 tys. żołnierzy. I co chyba nie mniej ważne, wojownicy ci nie przeszli przy pierwszej lepszej okazji na stronę swoich pobratymców, lecz wyginęli[3] walcząc w kolejnych bitwach z armią Aleksandra III.
Inaczej natomiast przedstawiała się historia udziału formacji najemnych w zachodniej części świata starożytnego. Całość zagadnienia sprowadza się w tym momencie do tak zwanych wojen punickich (od łacińskiego poeni, określenia Punijczyków Kartagińczyków), czyli toczących się na przestrzeni dwóch wieków zmagań między dwoma państwami, pretendującymi do roli dominanta w zachodniej części Morza Śródziemnego: Kartaginy i Republiki Rzymskiej. W pracy skupię się w gównej mierze na okresie między zakończeniem pierwszej a końcem drugiej wojny punickiej.
Całokształt działań wojennych narzucał charakter obu państw. Rzym był państwem rolniczym, przywiązanym do ziemi. Stąd też wynikała jego siła militarna: decydującą rolę w działaniach wojennych przykładano do efektywności sił lądowych, tworzonych na podstawie poboru powszechnego obejmującego wszystkich wolnych chłopów - obywateli. Działania morskie spychano zazwyczaj na dalszy plan. Kartagina posiadała natomiast liczną i bardzo sprawną flotę, gdyż swój byt opierała na morskiej wymianie handlowej. Tym też można tłumaczyć posiadanie znakomitej i licznej floty. Armia lądowa była zaś nieliczna i używana jedynie do pilnowania porządku w posiadłościach. Natomiast tradycją stało się w chwilach większego zagrożenia bądź powoływanie pod broń mieszkańców, bądź zaciąganie wojsk najemniczych. W pierwszym wypadku armia była słabo wyszkolona, lecz tania w utrzymaniu, w drugim za jakością żołnierzy szły wysokie koszta ich najęcia i utrzymania. Mimo to Kartagina, której skarbiec wypełniały dochody z niezwykle rozwiniętego handlu, częściej decydowała się na wynajęcie zawodowych żołnierzy.
Skład i charakter armii kartagińskiej kształtowało położenie państwa. W interesującym nas okresie główną siłę militarną Punijczyków stanowiła silna flota. Dbała ona o bezpieczeństwo kupców kartagińskich na całym akwenie Morza Śródziemnego, zabezpieczała dowóz towarów i surowców do metropolii oraz pilnowała supremacji państwa w zachodniej części wspomnianego wyżej akwenu.
Ze względu na położenie kraju i jego zainteresowania geopolityczne armia nie musiała być liczna. W pierwszych wiekach istnienia państwa kartagińskiego obronę miasta zapewniali najprawdopodobniej sami mieszkańcy. Młode państwo nie prowadziło odległych wojen i ten system z w zupełności wystarczał do obrony stanu posiadania i jego powolnego rozszerzania. Początki imperium kartagińskiego sięgają V w. p.n.e., gdy najbardziej wpływowy ród kartagiński Magonidzi rozpoczęli działalność ekspansywną, używając armii złożonych w równej mierze z rekrutów narodowości kartagińskiej (punickiej) jak i najemników oraz wojsk sojuszników[4].
Znamienne dla dalszych dziejów armii kartagińskiej były zwłaszcza wojny prowadzone na Sycylii przeciw żywiołowi Greckiemu. Szczególną rolę odegrały tutaj prężnie rządzone Syrakuzy. Pierwsze próby ekspansji kartagińskiej zostały zahamowane w 480 r. p.n.e. w bitwie pod Himerą, gdzie zniszczeniu uległa cała armia punicka[5]. Kartagina po odbudowaniu swych sił rozpoczęła kolejną turę walk, jednak Syrakuzy pod wodzą Dionizjusza Starszego utworzyły armię niemal całkowicie najemniczą. Rekrutowali do niej Kampańczyków z Italii oraz Iberów i Celtów. Dzięki temu zdołali po raz kolejny zahamować ekspansję Punijczyków[6]. Ci ostatni zaś wyciągnęli z tej lekcji ważne wnioski: docenili wartości bojowe najemników barbarzyńskich i na tej podstawię tworzyli odtąd swoje siły lądowe.
Armia kartagińska w III w. p.n.e. dzieliła się na trzy podstawowe rodzaje broni: piechotę, jazdę oraz formacje inżynieryjne. W pierwszych dwóch rodzajach broni stosunek liczebny między wojskami najemnymi i krajowymi przedstawiał się na niekorzyść dla formacji krajowych. Wojska inżynieryjne, podobnie jak w ówczesnej armii rzymskiej, stanowiły odpowiednik dzisiejszej artylerii. Zalicza się do tego działu machiny oblężnicze, takie jak wielopiętrowe wieże czy tarany, oraz machiny miotające pociski kamienne lub żelazne i katapulty. Zręczność i pomysłowość Kartagińczyków uczyniła ich mistrzami w posługiwaniu się tą bronią[7]. Obsługi machin rekrutowały się niemal wyłącznie z Punijczyków. Niewielki w nich udział mieli jedynie Grecy, a to ze względu na ich pomysłowość i dobre wyszkolenie techniczne.
W piechocie można wyróżnić kilka rodzajów jednostek. Szkieletem armii były formacje ciężkiej piechoty złożonej z samych Kartagińczyków, odzianych w kolczugi. Technologię wyrobu tego rodzaju opancerzenia zaczerpnięto zapewne od Galów. Uzbrojeni byli w podłużne tarcze, włócznie oraz miecze. Stanowili elitę piechoty, najlepiej wyposażoną i najbardziej zdyscyplinowaną. Z całą pewnością gros armii stanowiła ciężka piechota złożona z Libijczyków. Na jej uzbrojenie składały się krótkie miecze lub włócznie. Żołnierze ci nosili także dobrze chroniące ciało ciężkie zbroje. Należy przy tym zaznaczyć, iż część z tych żołnierzy była poddanymi Kartaginy służącymi w jednostkach krajowych, a część rekrutowana była poza granicami państwa. Dowodem na to twierdzenie jest następujący cytat, przedstawiający bunt w armii po zakończeniu pierwszej wojny z Rzymem. Libijczycy którzy byli wprawdzie poddanymi Kartagińczyków, ale od czasu walk na Sycylii nabrali buty, zwłaszcza gdy widzieli słabość i poniżenie Kartagińczyków [8].

WINLAND WINLAND
Żołnierze oddziałów ciężkiej piechoty libijskiej
Źródło: J. Warry, Armie świata antycznego, Warszawa 1995.

Dużą wartość bojową tej piechoty potwierdzały wydarzenia, jakie miały miejsce w trakcie wojny ze zbuntowanymi najemnikami. Hamilkar z przydomkiem Barkas w czasie, kiedy był wodzem Kartagińczyków na Sycylii, przyobiecał - sprzymierzeńcom libijskim wypłacić wielkie dary pieniężne. Żądanie ich wypłaty po powrocie jego do Afryki spowodowało wybuch wojny libijskiej przeciw Kartagińczykom, w której Kartagińczycy doznali wiele klęsk ze strony samych Libijczyków [9]. Zastosowane do Libijczyków określenie sprzymierzeńcy sugeruje, że w większej części tej formacji służyli poddani Kartaginy, a nie ludzie najmowani za granicą. Gdyby autorem powyższego tekstu był historyk rzymski, to wolałby zapewne przedstawić Libijczyków jako wojska czysto najemnicze. Zabieg taki miałby pognębić w oczach odbiorców Kartaginę jako państwo słabe i schorowane wewnętrznie, a tym samym uzasadnić politykę Rzymu. Ze względu na wiarygodność autora przekazu wnioskuję, iż większa część wojsk libijskich funkcjonowała w armii kartagińskiej na prawach pośrednich między formacjami krajowymi a najemnymi, co potwierdzałoby określenie ich jako sprzymierzeńców.
Jak ocenić wartość bojową piechoty zwanej libijską? Jak w każdej formacji, zdarzały się jej wzloty i upadki. Jedną z takich wpadek była potyczka stoczona w Hiszpanii, gdzie Libijczycy zostali rozbici przez atakujących z zaskoczenia Iberów i ponieśli duże straty. Żołnierze najemni nie zdołali wówczas uchronić przed śmiercią swojego wodza Hamilkara Barkasa[10]. Na ich obronę można jedynie napomknąć, iż nawet armii rzymskiej doby wojsk zawodowych (tzn. od reform Gajusza Mariusza na przełomie II i I w. p.n.e.) zdarzały się bitwy, gdzie tracono całe legiony[11]. Były również i chwile chwały, gdy ciężka piechota libijska potrafiła dotrzymać pola i zwyciężyć właściwie każdego przeciwnika.
Kolejnymi formacjami najemnymi były wojska zaciągane na terenie dzisiejszej Hiszpanii, czyli Iberowie. Pobór do armii kartagińskiej wojowników z tego ludu rozpoczęto dopiero w okresie podboju Półwyspu Iberyjskiego przez Hamilkara Barkasa po zakończeniu I wojny punickiej. Wykorzystując niesnaski między poszczególnymi plemionami, udało mu się zjednać kilka z nich i wspólnymi siłami podbić znaczną część Półwyspu. Stworzył tam silną prowincję, w dużej mierze niezależną od metropolii. Zastanawiające, iż we czasie drugiej wojny z Rzymem wojownicy iberyjscy chętnie i wiernie służyli w armii Hannibala. Prawdopodobnie oszołomił ich poziom cywilizacyjny Kartaginy, ale z całą pewnością większy wpływ na postępowanie Iberów miała charyzma Hannibala jako wodza, a także w miarę regularnie wypłacany żołd. Nawet w sytuacjach, gdy Hannibal od wielu lat wojował w Italii, Iberowie pozostawali wierni raz złożonej przysiędze. Hazdrubal[12] zgromadził teraz wojsko, jakie Kartagińczycy mieli jeszcze w Hiszpanii, w mieście Karmona, by bronić się przed Scypionem ze wszystkimi siłami zjednoczonymi. Połączyły się tu z nim liczne oddziały Iberów, których przyprowadził Magon [...] [13]. Wartość bojowa najemników hiszpańskich była zróżnicowana. O ile z Hannibalem do Italii pomaszerowały oddziały z dużym doświadczeniem bojowym, prawdziwa elita, to na inne fronty wysyłano często świeżego rekruta. Posłużę się tutaj cytatem zaczerpniętym z dzieła Kasjusza Diona: Walka była pod każdym względem nierówna, szczególnie zaś dlatego, że przeciwnikiem rzymskiego i latyńskiego żołnierza był tutaj tłum Balearów i świeżego rekruta hiszpańskiego [...]”[14].
Niemniej Iberowie byli do tego stopnia poważani w armiach starożytnego świata, że nawet władca odległej Armenii – Tigranes, najmował wojska z Hiszpanii. [...] Bo ten [Tigranes] ustawił przeciw nim [Rzymianom] mnóstwo jeźdźców i doborowych wojsk, a przed nimi maryjskich łuczników na koniach i iberyjskich włóczników; w waleczności tych sprzymierzeńców Tygranes pokładał najwięcej nadziei [15]. Prawdopodobnie Tigranes liczył na doświadczenie wojsk iberyjskich w walce w Rzymianami, gdyż przedstawiony powyżej opis dotyczy przygotowań do bitwy z armią konsula Lukullusa pod Tigranocertą w 69 r. p.n.e., a więc już po wojnach punickich.
Dużą grupą wojsk najemnych byli wojownicy celtyccy. Dzieliło się ich z reguły na dwa odłamy: najemników celtyberyjskich i galijskich. Celtyberowie byli rekrutowani na terenie centralnej i wschodniej Hiszpanii, zaś Galowie w południowej części dzisiejszej Francji, czyli w rzymskiej Galii Narbońskiej oraz w dolinie Padu (Galii Przedalpejskiej). Co ciekawe, żołnierzy celtyckich Kartagińczycy wynajmowali zarówno do walk na terenie Europy, to jest w Hiszpanii czy Italii, jak i do kampanii prowadzonych później w Afryce północnej[16]. Ważne jest to, że ówcześni historycy rzymscy nie do końca potrafili rozróżnić najemników galijskich od Celtyberów. Zbliżona kultura wyrażająca się w podobnych ubiorach i zachowaniu zacierała granice, nie służąc rozdzielaniu tych dwóch ludów. Zresztą, w przekazach rzymskich widać, że celowym zabiegiem rzymskich dziejopisów było przedstawienie armii kartagińskiej jako bandy zbirów i barbarzyńców.
Mimo usilnych starań historyków znad Tybru da się w miarę wyraźnie rozdzielić te ludy. Najważniejszym elementem wskazującym na pochodzenie najemników był teren, z którego byli rekrutowani. Celtyberowie żyli tylko na terenie Półwyspu Iberyjskiego. W taki wypadku słowa: [...] pociągnął Hazdrubal wzdłuż Północnego Oceanu i przez Pireneje wkroczył do Galii z najemnikami celtyberyjskimi, których zaciągnął [17], oznaczają, że Appian miał na myśli żołnierzy z Hiszpanii i odróżniał Celtyberów od Galów. Na Hiszpanię, jako obszar rekrutacji Celtyberów, wskazuje również cytat, określający część półwyspu jako Celtyberię. Nowy wódz, Hannon, z nowym wojskiem przeprawił się tam [do Hiszpanii] z Afryki w miejsce Hazdrubala Barkasa, połączył się z Magonem i w leżącej między jednym a drugim morzem [to jest między Morzem Śródziemnym a Oceanem Atlantyckim] Celtyberii uzbroił wkrótce wielką ilość ludzi [18]. Ostateczny dowód na to, że ówcześni historycy odróżniali ludy barbarzyńskie od siebie choć niechętnie się do tego przyznawali jest fragment mówiący o armii działającego w Hiszpanii kartagińskiego wodza Magona. Otóż historyk Appian nie tylko rozróżniał Celtyberów od Galów, ale również od Iberów, ludu spokrewnionego kulturowo z Celtyberami. W wojsku Magona podówczas pełnili jeszcze służbę jako najemnicy niektórzy Celtyberowie i Iberowie, których miasta przeszły na stronę rzymską [19]. Można mu jedynie zarzucić, że nie robił tego konsekwentnie.
Najemnicy galijscy w przekazach źródłowych pojawiają się stosunkowo rzadko. Jako jeden z niewielu cytatów mogę przytoczyć fragment, traktujący o motywach przystąpienia Galów do armii Hannibala: Wszyscy ludzie, którzy mieszkali po bliższej stronie Alp, zbuntowali się, by przystać do Kartagińczyków. Uczynili to nie dlatego, że woleli Kartagińczyków od Rzymian jako przywódców. Nienawidzili potęgi, która nimi rządziła, i lgnęli do rzeczy niewypróbowanej. Kartagińczycy mieli sojuszników przeciwko Rzymianom we wszystkich szczepach, które wtedy istniały [...] [20]. Jak widać, motywem popychającym Galów przedalpejskich w szeregi kartagińskie była przede wszystkim niechęć do poddaństwa Rzymowi. Przebywali oni w armii kartagińskiej do samego końca pobytu Hannibala w Italii. Ci znakomici wojownicy zostali ustawieni w centrum bojowego szyku armii kartagińskiej w bitwie pod Kannami. Galowie mieli wytrzymać i wytrzymali napór masy legionów w centrum, co pozwoliło na dokonanie manewru całkowitego okrążenia i zniszczenia wojsk rzymskich w tej batalii[21].

WINLAND
Wojownik galijski
Źródło: J. Warry, Armie świata antycznego, Warszawa 1995.

Kolejną grupę najemników barbarzyńskich w armii kartagińskiej stanowili wojowie liguryjscy. Liguria to nadmorska kraina, leżąca wokół miasta Genui na terenie dzisiejszych Włoch. Ligurowie byli prawdopodobnie jedną z prymitywnych, autochtonicznych grup plemiennych, które zamieszkiwały południowo-zachodnie stoki Alp i wybrzeża Zatoki Genueńskiej[22], a w mniejszych ilościach i wymieszani z Celtami także terytoria Galii Narbońskiej i Akwitanii[23]. W II w. p.n.e. zostali oni ujarzmieni przez Rzymian i to zapewne spowodowało, że chętnie garnęli się w szeregi najemników walczących pod kartagińskimi sztandarami przeciw Republice Rzymskiej.Kartagińczycy na wieść o tych przygotowaniach [...] Magonowi, który zaciągał najemników w Ligurii, posłali około 6000 piechoty, 800 jeźdźców oraz 7 słoni i polecili mu, aby łącznie z dalszymi wojskami, jakie zdoła zgromadzić, wtargnął do Etrurii, aby w ten sposób odciągnąć Scypiona od wyprawy na Afrykę [...] [24]. Wynika z powyższego cytatu, iż Ligurowie byli groźnymi wojownikami, skoro tak niewielkie siły mogły powstrzymać Scypiona od ataku na Afrykę. Należy jednak zaznaczyć, iż Kartagińczycy chyba niezbyt ufali Ligurom w przeciwieństwie do pozostałych grup celtyckich gdyż zaciąg wśród nich wykorzystywano jedynie w ostateczności. Nieufność ta wynikała prawdopodobnie z dzikości i niestałości górali liguryjskich.Dowódca floty Magon stracił nadzieję utrzymania się w Hiszpanii w istniejących warunkach, więc popłynął do Ligurów i Celtów i zaciągnął u nich najemników [25]. Możliwe jednak, iż wynikało to z niekorzystnego położenia geograficznego Ligurii. Zaciąg najemników w leżącej niejako u bram Rzymu krainie mógł być bowiem łatwo zagrożony przez Rzymian.
Jak wspomniałem powyżej, Celtyberowie i Galowie przedstawiali sobą znakomity materiał żołnierski. Bardzo odważni, silni i sprawni, choć niezdyscyplinowani wojownicy z tych ludów stanowili integralną część najemniczej armii kartagińskiej. Ich zdolności bojowe nieraz decydowały o przebiegu bitwy. Co znamienne, dobry wódz potrafił okiełznać ich niezdyscyplinowanie. Posłużę się tu ponownie przykładem bitwy pod Kannami. Tuż przed rozpoczęciem starcia Hannibal rozkazał grupie około 500 Celtyberów przygotować się do zasadzki.Nadto 500 Celtyberom oprócz długich mieczy kazał przypasać jeszcze pod suknią krótsze miecze i zastrzegł sobie, że da im znak, kiedy mają ich użyć [26]. W pewnym momencie mieli oni poddać się Rzymianom, i dopiero na dany znak wydobyć ukrytą broń i zaatakować od tyłu niczego niespodziewających się legionistów. Ten sprytny plan zakończył się sukcesem, i stosunkowo niewielka grupa wojowników celtyckich urządziła istną rzeź Rzymian w tej bitwie.
Najemnicy celtyccy, szczególnie ci znajdujący się w formacjach pieszych, cenili ponad wszystko wierność danemu słowu. Wśród barbarzyńskich ludów honor był droższy niż jakiekolwiek bogactwa na świecie. Nawet z góry przegrana sprawa nie skłoniłaby ich do złamania przysięgi: dochowywali danego słowa, potwierdzając ją własną krwią. Historycy rzymscy często szukali innego (tzn. mniej szlachetnego) usprawiedliwienia dla postępowania barbarzyńskich najemników. Nie ulega wątpliwości, że motywy kierujące samobójczą wytrwałością wojowników celtyckich w bitwie pod Zamą w 204 r. p.n.e. polegały właśnie na wierności złożonej przysiędze. [...] Syfaks i Hazdrubal umieścili swoich Numidów naprzeciw konnicy italskiej, a Kartagińczyków naprzeciw Masynnisy. W środek linii wzięto tu Celtyberów, jako przeciwników chorągwi legionowych. [...] Przy pierwszym jednak natarciu rozbite zostały jednocześnie oba skrzydła nieprzyjaciela, kartagińskie i numidyjskie. Bo ani Numidzi, rekrutujący się przeważnie z rolników, nie oparli się jeździe rzymskiej, ani Kartagińczycy, pochodzący również ze świeżego zaciągu, [...] I tak szeregi Celtyberów stały z odsłoniętymi obu bokami; nie znając terenu nie widzieli możliwości szukania ratunku w ucieczce, ani też nie mieli nadziei na względy u Scypiona, skoro, mimo jego zasług wobec nich i ich narodu, przybyli do Afryki jako najemnicy, aby go tutaj bić. Otoczeni więc ze wszystkich stron przez nieprzyjaciela padali jedni po drugim walcząc rozpaczliwie do upadłego. [...] I noc zastała zwycięzców znużonych raczej długą walką niż pościgiem [27].
Wśród najemników należy jeszcze wyróżnić trzy grupy, nieliczne co prawda, jednak wyraźnie zarysowujące się w armii. [...] W drugim szeregu postawił [Hannibal] Kartagińczyków, Afrów i legion Macedończyków. W niewielkim za nimi odstępie sformował rezerwową linię wojsk italskich; byli to przeważnie Bruttiowie, którzy poszli za nim, kiedy opuszczał Italię, w wielu zresztą wypadkach z konieczności i pod przymusem, a nie z własnej woli [28]. Jak wynika z powyższego cytatu, tymi trzema grupami byli Afrowie, Macedończycy i Bruttiowie. O ile przynależność narodowa Macedończyków jest jasna i bezsporna, to określenie przynależności etnicznej dwóch pozostałych grup nastręcza większe problemy. Co do Afrów można jednie przypuszczać, iż byli to poddani Kartaginy, a więc mieszkańcy północnej Afryki, którzy znaleźli się armii nie w wyniku klasycznego poboru, lecz na warunkach najemniczych. W oparciu o dostępne nie można źródła stwierdzić, jaką bronią się posługiwali ani jak przedstawiała się ich rzeczywista użyteczność bojowa.
Bruttiowie byli grupą italską lub mieszaną italo-grecką. Możliwe że ich uzbrojenie i sposób walki mogły przypominać taktykę rzymskich wojsk posiłkowych. Żołnierze ci, przeciwni władzy Rzymu, zostali zwerbowani do armii Hannibala w czasie jego wieloletniej kampanii w Italii. W momencie ewakuacji armii Hannibala do Afryki część żołnierzy italskich zgodziła się dobrowolnie lub pod przymusem na pozostanie w szeregach, natomiast część opornych Hannibal kazał wymordować, by tak doskonali żołnierze nie mogli służyć w armii rzymskiej.Sam Hannibal starał się tych Italików, którzy pod nim służyli, skłonić wielu obietnicami, by poszli za nim do Afryki, bo wiedział, że są doskonale wyćwiczeni. Jedni z nich, którzy bali się odpowiedzialności za przewinienia wobec swojej ojczyzny, posłuchali, by z własnej woli opuścić kraj ojczysty, ale inni, którzy nic nie przewinili, wahali się. Hannibal kazał tym, którzy wyrazili chęć pozostania [w Italii], zebrać się pod pozorem, że pragnie im coś powiedzieć, czy też podziękować za dotychczasowe usługi, albo i wydać polecenia na przyszłość, a następnie otoczył ich nagle uzbrojonym wojskiem i polecił swoim żołnierzom wybrać spośród nich tylu niewolników, ilu zechcą. Niektórzy istotnie skorzystali z tego, ale inni mieli skrupuły, by swoich towarzyszy broni, z którymi wielu pięknych czynów dokonali, zamieniać w niewolników. Wówczas Hannibal kazał wszystkich pozostałych wymordować oszczepami, aby tacy dzielni wojownicy nie mogli być kiedyś użyteczni dla Rzymian [29].
Bruttiowie, którzy zgodzili się pozostać w szeregach armii i przeżyli masakrę, przedstawiali wielką wartość bojową, o czym świadczy ustęp, mówiący o ustawieniu wojsk Hannibala w bitwie pod Zamą: [...] Z tyłu za nimi stała druga linia bojowa, Kartagińczycy i Libijczycy. W trzeciej linii stali zaś wszyscy, którzy przyszli za nim z Italii, a że mieli więcej powodów do obaw, więc na nich największe pokładał nadzieje. Jazda w końcu stanęła na skrzydłach [30]. Określenie wszyscy, którzy przyszli za nim z Italii w kontekście wymienienia wcześniej innych grup wojsk jednoznacznie wskazuje, że chodzi tu o najemników italskich.
Trzecia grupa wojsk Macedończycy, również nie byli zbyt liczni. Określenie ich mianem legionu sugeruje, iż liczebność nie przekraczała 5000 żołnierzy. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że walczyli oni w szyku falangi. Jednak brak dokładniejszych przekazów nie pozwala na absolutne stwierdzenie tego faktu. Najwidoczniej jednak byli cenieni w armii kartagińskiej, skoro Punijczycy [...] żądali, żeby im wydano Macedończyków i ich wodza Sopatra, którzy służyli w wojskach najemnych Hannibala, a obecnie są jako jeńcy wojenni trzymani w niewoli [31].
Dodatkowo w walkach w Italii Hannibal dysponował niewielką grupą żołnierzy wyspecjalizowanych w walkach górskich. Wreszcie Hannibal wysłał tam z czoła pochodu marszowego zwinnych górali hiberyjskich, doskonałych biegaczy i zaprawionych w górskiej wspinaczce, którzy uderzyli na ciężkozbrojną piechotę rzymską. W ten sposób Fabiusz, poniósłszy przez nich niemałe straty w ludziach, musiał się całkiem z przygody wycofać [32]. Niestety jest to jedyna wzmianka o tej grupie wojsk najemnych, pieszych nie pozwala ona na wysnucie jakichkolwiek danych o liczebności górali.
Wśród pieszych formacji, prócz grup najemników zbrojnych, to jest walczących głównie wręcz, można wyróżnić także wojska specjalizujące się w walce na dystans. Wśród jednostek strzeleckich istniało kilka grup etnicznych, których osiągnięcia w tego rodzaju starciach były bardzo cenione przez ówczesnych i niejednokrotnie decydowały o przebiegu starcia.
W armii kartagińskiej jedną z najważniejszych i najużyteczniejszych formacji stanowili najemnicy balearscy. Baleary to archipelag wysp, leżący niedaleko od wschodnich wybrzeży Hiszpanii (do której zresztą dziś Baleary należą) i południowych brzegów Francji. Zresztą procarzami lub łucznikami wśród żołnierzy Kartaginy byli nie tylko Balearowie, lecz również najemnicy lub poddani z terenów północno-zachodniej Afryki, nazywani przez historyków starożytnych mianem Maurów: [...] wszędzie wmieszani łucznicy i procarze Maurowie i Balearczycy [...][33]. Ich walory bojowe dostrzegali również przeciwnicy. Rzymski historyk Tytus Liwiusz opisywal tych harcowników w następujący sposób: Balearowie posługiwali się procą, jak przeważnie jeszcze teraz. Wówczas zaś była to jedyna u nich broń. I ani jeden człowiek z innego plemienia nie celuje w tej sztuce procarskiej tak, jak nad innymi górują nią wszyscy Balearowie [34].
Balearscy procarze używali do miotania nie kamieni otoczaków, lecz specjalnie przygotowywanych i wypalanych glinianych kulek[35]. Zwiększało to celność i zasięg pocisków. Przeciętny procarz powyżej Balearów potrafił celnie miotać pociski na odległość większą niż 100 m. Nie dotarłem do informacji, czy na pociskach ryto napisy, jak to miało miejsce w przypadku procarzy greckich[36].
Balearscy procarze stanowili tylko część całego rzędu formacji, używającej broni dystansowej do walki. Do ich poprzedników należy zaliczyć procarzy z Rodos czy kreteńskich łuczników. Jednak Balearczycy jako procarze, zdobyli sobie największy rozgłos. Trening w posługiwaniu się procą rozpoczynali już jako chłopcy. Nie posiadali żadnego uzbrojenia ochronnego. Na ciało narzucali lekką tunikę. Obuci byli w lekkie skórzane bądź materiałowe buty. Przez ramię mieli przewieszoną torbę, w której magazynowali pociski do skórzanej procy. Wyposażenie procarza dopełniał sztylet[37].

WINLAND
Łucznik kreteński i balearski procarz
Źródło: L. Thompson, K. MacSwan, Uniforms of the Soldiers of Fortune, Poole 1985.

Przynajmniej w początkowym okresie kampanii Hannibala w Italii dysponował on grupą łuczników z Krety. Zdobyli oni sobie sławę w świecie śródziemnomorskim już po zakończeniu wojen perskich, gdy Grecy zdali sobie sprawę z wagi jednostek strzeleckich na polu bitwy. Mimo to liczba najemników kreteńskich w ówczesnych armiach nie była duża. Przykładowo w wyprawie Aleksandra III na Persję, liczba łuczników kreteńskich w jego armii wahała się między 500 a 1000 żołnierzy. Niezwykłym zdolnościom strzeleckim należy przypisywać fakt, że grupa tych strzelców znalazła się w armii Hannibala. Łucznicy kreteńscy używali długich, drewnianych łuków równikowych. Istnieją jednak przekazy, mogące świadczyć o używaniu również łuków kompozytowych: drewniany rdzeń był oklejany warstwami ścięgien i rogów. Pozwalało to na uzyskanie zasięgu strzał dochodzącego do 200 m. Groty strzał wyrabiano pierwotnie z obsydianu, następnie z brązu. Ubrani byli w lekką i krótką tunikę oraz sandały, głowę przykrywając niekiedy kapeluszem z szerokim rondem. Czasami używali lekkiej tarczy pelte. Kreteńczycy byli zawołanymi strzelcami, i tradycja ta przetrwała do późnej starożytności, stąd też werbowano ich do różnych armii jako żołnierzy najemnych[38].
Kartagińczycy niekiedy zaciągali również pewną ilość łuczników numidyjskich. Używano ich głównie do robienia zasadzek, gdyż niewielkie zdolności balistyczne ich łuków nie pozwalały na użycie ich w walnych bitwach[39].
Po niepowodzeniach pierwszej wojny z Rzymem, kartagińscy wodzowie zrozumieli konieczność zreorganizowania armii i zmian w stosunku liczebnym poszczególnych rodzajów broni. Kawaleria w armii kartagińskiej nie odgrywała pierwszorzędnej roli aż do końca III w. p.n.e. Do tego czasu w decydującej mierze zapełniali tą formację Numidowie. W następstwie podbojów na Półwyspie Pirenejskim znaczenie jazdy wzrosło, zmieniła się też struktura i uzbrojenie poszczególnych formacji kawalerii[40].
Szczególne znaczenie miały tu reformy wprowadzone przez Hamilkara Barkasa i jego syna Hannibala. W szeregi armii kartagińskiej wprowadzili oni znacznie większą niż uprzednio liczbę kawalerii. W założeniach miała ona odgrywać decydujące znaczenie na polach bitew dzięki swej liczebności, jakości oraz mobilności. Ustawiana na skrzydłach rozbijać miała jazdę przeciwnika, po czym wykorzystywać sukces piechoty, bądź dopomagać jej w wywalczeniu zwycięstwa na głównej linii bitwy. W celu uzyskania kawalerii umożliwiającej spełnienie tych zadań, rozpoczęli rekrutację kawalerzystów i szkolenie ich według nowych wzorów.
Coraz większe znaczenie w armii zaczęła zdobywać ciężka jazda hiszpańska. Jej rekrutację rozpoczął Hamilkar Barkas w trakcie wojny przeciw autochtonicznym plemionom Iberów i Celtyberów. Dobrze opancerzona i uzbrojona, wyposażona w doskonałe wierzchowce jazda ta łączyła w sobie zarówno dużą mobilność, jak i potęgę uderzenia. Hannibal w trakcie walk z Rzymianami używał jeźdźców hiszpańskich jako własnej eskorty: [...] Tymczasem Hannibal zjeżdżał ze wzgórza na pole walki w otoczeniu Iberów i Celtów [41]. O ich użyteczności w walce świadczyli sami Rzymianie. Doszło nawet do tego, że sami najęli jeźdźców hiszpańskich, by móc w jakiś sposób przeciwstawić się panującej niepodzielnie jeździe Hannibala. Według Appiana Rzymianie odnieśli dzięki temu podwójny sukces: Ponieważ jeźdźcy Celtyberów, którzy służyli jako najemnicy pod Hannibalem, świetnie się spisywali w walkach, więc wodzowie rzymscy w Hiszpanii zażądali od miast im poddanych, aby im dostarczyły tyluż jeźdźców, i wysłali ich do Italii jako przeciwwagę tamtych. Jeźdźcy ci, ilekroć stanęli obozem niedaleko Hannibala, nawiązywali spotkania ze swymi współplemieńcami i namawiali ich do odpadnięcia. Istotnie wielu z nich odpadło i zbiegło na stronę rzymską, albo też w ogóle uciekło, a ci, co pozostali, nie budzili już zaufania u Hannibala, lecz byli mu podejrzani, a i sami nieufnie do niego się odnosili. Toteż od tego czasu gorzej się zaczęło Hannibalowi powodzić [42]. Wierność najemników, nawet dla tak charyzmatycznego wodza jakim był Hannibal, była iluzoryczna.
O ile w latach sukcesów Hannibala ciężka jazda hiszpańska była koniem roboczym armii kartagińskiej, o tyle trzonem kawalerii, formacją bezwzględnie wierną wodzowi i stanowiącą jego zasadniczy odwód, była ciężka jazda rekrutowana spośród rdzennych Kartagińczyków. Jednostkę utworzono i uzupełniano z synów arystokracji miejskiej. Formacja ta wielokrotnie dowiodła swojej wartości i wiele razy ulegała kompletnej zagładzie. Za każdym jednak razem ją odtwarzano, i co znamienne, kolejne pokolenia Kartagińczyków potrafiły zachować tradycje jednostki i jej znakomite właściwości na polu bitwy[43].
Jeźdźcy numidyjscy stanowili najliczniejsze oddziały kawalerii o zaciągu cudzoziemskim, jakimi dysponował Hannibal. Numidyjczycy byli znakomitymi jeźdźcami. Taktyka ich walki polegała na gwałtownej szarży na przeciwnika, rzucaniu oszczepami z bliskiej odległości i natychmiastowym odwrocie. [...] Numidowie po wyrzuceniu pocisków wycofywali się, by wkrótce ponownie [...] uderzyć [...][44]. Dzięki ciągłym treningom byli zawsze w znakomitej formie Masynissa [...] gromadząc jeźdźców, którzy dniem i nocą ćwiczyli się w uderzaniu raz po raz na przeciwników przy użyciu wielu oszczepów, a następnie w cofaniu się i ponownym uderzaniu, tak że walka ich przedstawia się to jako ucieczka, to znów jako pościg. Umieją też ci Numidowie znosić głód, zamiast chleba zadowalają się często pokarmem roślinnym, a w ogóle piją tylko wodę. Konie ich wcale nie jadają jęczmienia, a żywią się zawsze trawą i bardzo rzadko się je poi [45].
Jazda numidyjska zapewniała wodzowi szeroki wachlarz możliwości jej użycia na polu bitwy. Poza funkcjami rozpoznawczymi, formacja ta trudniła się też osłoną sił głównych w czasie ześrodkowania i ustawiania się w polu, przepędzała wrogie ubezpieczenia i prowokowała nieprzyjaciela. Na ogół rozpoczynała też bitwy przy zastosowaniu swojej ulubionej taktyki hit and run. Numidowie odgrywali decydującą rolę w pościgu, a także byli wykorzystywani do walki wręcz przeciw osłabionemu już przeciwnikowi.

WINLAND
Najemny kawalerzysta numidyjski
Źródło: L. Thompson, K. MacSwan, Uniforms of the Soldiers of Fortune, Poole 1985.

Metoda uderz i uciekaj w wykonaniu numidyjskich jeźdźców była bardzo efektywna. Ubrani jedynie w lekkie tuniki lub pasy na biodrach, nie używali siodeł, strzemion ani uzdy, kierując koniem jedynie kolanami. Dowódcy odróżniali się opaską ze skóry lamparta na głowie i walczyli jak prości żołnierze. Główną bronią były oszczepy i długie noże, toporki lub inna zdobyczna broń biała. W lewej ręce dzierżyli lekką tarczę[46].
Numidowie używali małych, lecz bardzo wytrzymałych koników hodowanych w ciężkim klimacie północnej Afryki. Dzięki nim niemal zawsze mieli przewagę szybkości i zręczności nad przeciwnikami. Ich użyteczność w bitwie była nieoceniona, ponadto bardzo często wykorzystywano ich do działań rozpoznawczych, pościgu, czy też dezorganizacji i niszczenia zaplecza: Wówczas Hannibal użył i tutaj podstępu; zostawił za sobą jeźdźców numidyjskich, którzy po odmarszu obu wojsk przeszli rzekę Anio i spustoszyli obszar rzymski sięgający aż do samego miasta, po czym rzuciwszy postrach na przeciwników zawrócili do Hannibala. Takie bowiem mieli polecenie [47].
Ciekawym, choć nie do końca sprawdzonym zagadnieniem, jest kwestia zaproponowana przez J. Sikorskiego. Twierdzi on, że część jeźdźców numidyjskich była uzbrojona w proce. Oficerami mieli być Kartagińczycy[48]. Nie znalazłem potwierdzenia tych tez, lecz na niekorzyść ich przemawia to, iż w jednostkach numidyjskich oficerami byli jak to już wyżej zaznaczyłem krajanie, nie zaś Kartagińczycy. Wiązało się to bowiem ze specyficznym rodzajem służby, do którego nie nadawała się właściwie żadna inna nacja.
Liczebność Numidów w armii kartagińskiej zmieniała się w poszczególnych okresach wojny prowadzonej z Rzymem w Italii i Iberii. Według Appiana Hannibal i Hazdrubal posiadali w Hiszpanii 10 tys. jazdy. Znaczny procent tej liczby należy uznać za Numidów. Porównując liczebność tych żołnierzy na polach bitew nad Trebbią, Jeziorem Trazymeńskim i pod Kannami można zaryzykować szacunkowe obliczenie, że stanowili 60% całej jazdy. Tym samym kawaleria numidyjska w tym okresie liczyła około 6 tys. żołnierzy[49]. Natomiast tuż przed rozpoczęciem wojny z Rzymem Hannibal zwiększył liczbę kawalerii do 12 tys. z tym ze dodatkowe 2 tys. jeźdźców to najprawdopodobniej nie nowe jednostki Numidów, lecz ciężka jazda hiszpańska[50].
Zaznaczyć należy, że Numidowie służyli w armii kartagińskiej nie tylko w okresie wspaniałych tryumfów, lecz i później, gdy losy wojny układały się na korzyść Rzymu. Cytowany już Appian podaje, iż w trakcie toczenia bojów już na terenie samej Afryki Hazdrubal bez większych problemów ściągnął od Numidów 2 tys. jazdy, choć już nie tak dobrze przygotowanej bojowo jak pierwsze kontyngenty[51].
Starożytna sztuka wojenna zakładała rozstawienie jazdy na skrzydłach własnego ugrupowania. Zgodnie z tym kanonem postępował również Hannibal, z tą róznicą, że istotnie dysponował silną jazdą, przeznaczoną nie tylko do osłony skrzydeł piechoty, ale przede wszystkim do decydującego uderzenia. [...] Konnicą również zamknął swe skrzydła: prawe zajęli Kartagińczycy, lewe Numidzi [52].
O ile jednak Numidowie znakomicie sprawdzali się w pierwszym okresie konfliktu oraz w małej wojnie, to szczęście opuściło ich w kolejnych kampaniach III wojny rzymsko-kartagińskiej. Stracili znaczenie zwłaszcza po tym jak Masynnisa, jeden z ambitnych Numidów, zapragnął utworzyć własne państwo i wsparł swymi jeźdźcami armię rzymską. [...] Syfaks i Hazdrubal umieścili swoich Numidów naprzeciw konnicy italskiej, a Kartagińczyków naprzeciw Masynnisy. [...] Przy pierwszym jednak natarciu rozbite zostały jednocześnie oba skrzydła nieprzyjaciela, kartagińskie i numidyjskie. Bo ani Numidzi, rekrutujący się przeważnie z rolników, nie oparli się jeździe rzymskiej, ani Kartagińczycy, pochodzący również ze świeżego zaciągu, [...][53].
Mimo tych niepowodzeń należy uznać kawalerię numidyjską jako jedną z najbitniejszych i najbardziej wszechstronnych konnych formacji najemnych starożytności.
Oddziały słoni bojowych również należały do formacji najemnych w Kartaginie należy też włączyć. Nie były to wbrew powszechnemu mniemaniu olbrzymie słonie afrykańskie, a tzw. słonie leśne. Żyły na zboczach gór Atlas w północnej Afryce, i wielkością nie dorównywały swym afrykańskim czy indyjskim krewniakom. Jednak w warunkach ówczesnej wojny stanowiły odpowiednik dzisiejszych czołgów. Nadawały się do rozbijania wrogich szyków przeciwnika, co zdecydowanie ułatwiało wycinanie zdezorganizowanego przeciwnika. Ponadto zapach i głos wydawany przez te zwierzęta działał destruktywnie na konie przeciwników, doprowadzając nieraz do ucieczki kawalerii wroga z pola bitwy bez walki. Zdarzało się jednak i tak, że spłoszone słonie tratowały własne szyki.
Słonie pozyskiwano na drodze polowań. Pojmanie zwierzęta były oswajane przez specjalistów numidyjskich tzw. kornaków. Kornak przebywał cały czas z przypisanym mu słoniem, karmił go i wykorzystując stadne instynkty zwierzęcia wprowadzał go niejako do rodziny. Po oswojeniu i przeszkoleniu słonia kornak stawał się prowadzącym zwierzę, siedząc na jego szyi i brał udział w walce nie tylko jako kierowaca, dysponował bowiem kilkoma oszczepami bądź łukiem. Liczebność tych zwierząt w armii kartagińskiej nie była stała. Po stratach w czasie przemarszu przez Alpy, Hannibal wprowadził do Italii zaledwie kilka słoni. W bitwie pod Zamą, a więc w końcowej fazie II wojny punickiej, Hannibal dysponował aż 80 słoniami, co na ówczesne warunki było liczbą niemałą. [Hannibal] ustawił w szyku bojowym około 50 000 ludzi i 80 słoni. Słonie umieścił na przedzie, w odstępach wzdłuż całego frontu, tak uzbrojone, by budziły jak największy postrach. [...] [54].
Warto jeszcze nadmienić, że Kartagińczycy doszli do takiego poziomu niechęci lub nieumiejętności toczenia wojen, że w latach 256-255 r. p.n.e. najęli nawet zaciężnego wodza, Ksantypa ze Sparty, by powiódł ich do walki z armią rzymską Marka Atyliusza Regulusa i Lucjusza Maniliusza Wilsona. Rzymianie pustoszyli wówczas afrykańskie posiadłości Kartaginy. Spartanin rozgromił armię rzymską biorąc do niewoli Atylkusza w bitwie nieopodal miasta Clupea (Aspis)[55]. Dla wodza skończyło się to jednak nieszczęśliwie, gdyż podczas drogi powrotnej został zabity przez kartagińskich siepaczy, by nie przypadła mu chwała zwycięstwa[56].
Ostatnim aspektem, jaki chciałbym rozpatrzyć w pracy, są dowody waleczności i użyteczności dawane, aczkolwiek niechętnie, przez samych Rzymian. Traktaty pokojowe kończące wojny punickie zawierały bowiem ustępy zabraniające Kartaginie werbowania najemników spośród wojowniczych ludów celtyckich i liguryjskich[57], a co chyba najbardziej znamienne, zakazujące również werbunku na terytorium Italii[58].
Do dziś zdania na temat wartości najemnej armii kartagińskiej są podzielone. Nie ulega wątpliwości, że była to zbieranina różnych ludów o odmiennej kulturze, narodowości i specyfice walki. Należy w tym miejscu powrócić do kwestii charakteru wojsk najemniczych, to znaczy walki za pieniądze. Żołnierze ci, niezwiązani w sposób emocjonalny ze sprawą, za którą walczyli, mogli dopuszczać się zdrady, o ile zaproponowano im większe wynagrodzenie. Dlatego największe znaczenie dla utrzymania najemników w ryzach miała wewnętrzna dyscyplina oraz charakter i podejście wodza do tego zagadnienia oraz dodatkowe nagrody pieniężne. Zdobycz rozdzielił [Hannibal] między Galów służących w jego wojsku, aby ich zjednać sobie za pomocą zysku [59].
Nierzadko decydujące były jego talenty oratorskie, dyplomatyczne, czy też zręczne używanie propagandy, których odpowiednie zastosowanie pozwalało na związanie najemników nie tyle ze sprawą, ile z wodzem.
W tym kontekście za największego dowódcę najemników w historii należałoby uznać Hannibala. Przez okres 15 lat spędzonych w Italii, na wrogiej ziemi, utrzymywał on w posłuszeństwie armię złożoną w przeważającej mierze właśnie z najemników. Był to wyczyn jedyny w swoim rodzaju w dziejach.
Na koniec pragnę podać jeszcze jeden fakt, który pozwoli Czytelnikowi na łatwiejszą i pełniejszą ocenę wojsk najemnych w starożytności. Otóż pogromcy najemnej armii Kartaginy Rzymianie, w niecały wiek po opisanych powyżej wydarzeniach zreorganizowali swą armię. Podstawowym założeniem reformy było odejście od powszechnego obowiązku służby wojskowej na rzecz stworzenia armii zawodowej. Chętni do służby podpisywali umowę na 16 lat za z góry ustalony żołd. Zagwarantowano im również działki ziemi po zakończeniu okresu służby oraz udział w ewentualnych łupach. Poza ciężką piechotą, w której szeregach mogli służyć jedynie obywatele rzymscy, w armii pojawiły się nowe formacje. Dotychczasową armię obywatelską wspierały co prawda kontygenty sojuszników, ale nowe jednostki tzw. auxilia, miały odmienny charakter. Przede wszystkim stanowili pewną pochodną formę wojsk najemnych. Były to wojska pomocnicze składające się z kontyngentów formacji wojskowych wystawianych przez podbite przez Rzymian nacje (zachowujące indywidualne cechy militarne regionu, z którego pochodzili) chociaż nie byli oni najemnikami sensu stricte, m.in. z powodu przymusowego charakteru swojej służby.
W późniejszych okresach pojawiały się u Rzymian formacje wojskowe, oparte na niemal identycznych zasadach jak najemnicy w armii kartagińskiej (choć poddani ściślejszej dyscyplinie). Zaliczyć do nich można wschodnich łuczników rekrutowanych głównie na terenie Syrii[60], a także liczne oddziały jazdy barbarzyńskiej z terenów Galii i Germanii, tak chwalone przez Gajusza Juliusza Cezara[61].
W epokach średniowiecza i nowożytnej[62] będąc często podstawowymi formacjami wojskowymi na militarnej scenie zmagań, a jednocześnie tylko narzędziem w realizacji celów politycznych władców lub państw, wojska najemne występowały nie mniej licznie, niż w starożytności. Dopiero wprowadzenie powszechnego obowiązku służby wojskowej w XIX w. i przejście ze struktury wojsk najemno-zaciężnych na system armii narodowych spowodowało niemal całkowitą likwidację pojęcia oddziałów najemnych. Jedynym właściwie przykładem wojska najemnego w czasach nam współczesnych jest francuska Legia Cudzoziemska (http://pl.wikipedia.org/wiki/Legia_Cudzoziemska).

Autor: Arowist



[1] Słownik języka polskiego, Warszawa 1982, t. II, s. 262. Por. J. Karłowicz, A. Kryński, W. Niedźwiedzki, Słownik języka polskiego, Warszawa 1952, t. III, s. 77.
[2] Ksenofont, Anabasis.
[3] W czasie bitwy pod Issos w listopadzie 333 r. p.n.e. greccy najemnicy doprowadzili do złamania szyku macedońskiej falangi i zadali jej straty, niemniej nie wykorzystali tego sukcesu, a Macedończycy po uporządkowaniu swych szeregów, dzięki przewadze, jaką dawała im broń, położyli trupem wiele tysięcy greckich wojowników służących Dariuszowi III.
[4] M. Hours-Miédan, Kartagina, Warszawa 1998, s. 87.
[5] Warto dodać, że greccy propagandziści przedstawiali tą bitwę jako jeden z elementów konfliktu grecko-perskiego, równoznaczny z walkami pod Termopilami czy Platejami. Zdanie to Grecy sycylijscy motywowali istniejącym wówczas sojuszem persko-etrusko-kartagińskim.
[6] J. Heurgon, Rzym i świat śródziemnomorski do wojen punickich, Warszawa 1973, s. 104-105.
[7] M. Hours-Miédan, op. cit., s. 89.
[8] Appian, V, 2.
[9] Appian, VI, 4. Wojna toczyła się w latach 241-238 p.n.e. Zob. Ibidem, VIII, 5.
[10] Appian, VI. 5.
[11] W bitwie w Lesie Teutoburskim w 9 r. p.n.e., germańscy wojownicy wycięli do nogi trzy legiony rzymskie: XVII, XVIII i XIX., pod Carrhae w Syrii Partowie zadali klęskę armii Krassusa. Utracono wówczas orły siedmiu legionów, odzyskane dopiero wiele lat później. Można też przytoczyć epizod z rzymskiej wojny domowej, podczas której w 49 r. p.n.e. król Numidii Juba wyciął dwa legiony Cezara dowodzone przez Gajusza Kuriona. Zob. S. Dando-Collins, Legiony Cezara, Warszawa 2004, s. 107 i 178.
[12] Imię to było często spotykane wśród Punijczyków. W tym przypadku chodzi o Hazdrubala syna Giskona, a nie brata Hannibala.
[13] Appian, VI, 25.
[14] Kasjusz Dion, XXVIII, 15.
[15] Plutarch z Cheronei, Żywoty sławnych mężów, Lukullus, ks. 31.
[16] Appian, VIII,40.
[17] Appian, VI, 28.
[18] Kasjusz Dion, XXVIII, 1.
[19] Appian, VI, 31.
[20] Kasjusz Dion, XIII, 34.
[21] J. Sikorski, Kanny 216 r. p.n.e., Warszawa 1984
[22] J. Heurgon, op. cit., s. 19.
[23] J. Marale, Wercyngetoryks, Warszawa 1988, s. 41-42.
[24] Appian, VIII, 9.
[25] Appian, VI, 37.
[26] Appian, VII, 20.
[27] Tytus Liwiusz, Dzieje Rzymu od założenia miasta, ks. XXX, 8.
[28] Ibidem, ks. XXX, 33.
[29] Appian, VII, 59.
[30] Appian, VIII,40.
[31] Tytus Liwiusz, Dzieje Rzymu od założenia miasta, ks. XXX, 42.
[32] Plutarch z Cheronei, Żywoty sławnych mężów, Kunktator, ks. 7.
[33] Appian, VIII,40.
[34] Tytus Liwiusz, Dzieje Rzymu od założenia miasta, ks. XXVIII, 37.
[35] M. Hours-Miédan, op. cit., s. 88.
[36] Na ołowianych pociskach używanych przez procarzy greckich i rodyjskich znajdowały się napisy mające dodać animuszu miotającym pociski i przekląć wrogów. Przykładowe wyrażenia znajdowane na pociskach brzmiały następująco: A masz!, A niech cię!
[37] L. Thompson, K. MacSwan, Uniforms of the Soldiers of Fortune, Poole 1985, s. 69-70.
[38] Z. Żygulski, Broń starożytna, Warszawa 1998, s. 13; Thompson, K. MacSwan, op. cit., s. 68-69.
[39] Tytus Liwiusz, Dzieje Rzymu od założenia miasta, ks. XXVIII, 11.
[40] M. Hours-Miédan, op. cit., s. 88-89.
[41] Appian, VIII, 47.
[42] Appian, VII, 30.
[43] M. Hours-Miédan, op. cit., s. 87.
[44] Appian, VI, 26.
[45] Appian, VIII, 11.
[46] L. Thompson, K. MacSwan, op. cit., s. 66-67.
[47] Appian, VII, 40.
[48] J. Sikorski, op. cit., s. 45.
[49] Appian, VI, 19.
[50] Appian, VII, 4.
[51] Appian, VIII, 9.
[52] Tytus Liwiusz, Dzieje Rzymu od założenia miasta, ks. XXX, 33.
[53] Ibidem, ks. XXX, 8.
[54] Appian, VIII,40.
[55] Appian, VIII, 3. A. Krawczuk identyfikuje miejsce owej bitwy pod miastem Tunes. Zob. A. Krawczuk, Kronika starożytnego Rzymu, Warszawa 1994, s. 88.
[56] Appian, VIII, 4.
[57] Traktat kończący II wojnę punicką 218-201 r. p.n.e., zob: Appian, VIII, 54.
[58] Traktat kończący I wojnę punicką 264-241 r. p.n.e., zob. Appian, V, 2.
[59] Appian, VII, 10.
[60] L. Thompson, K. MacSwan, op. cit., s. 70-71.
[61] Zob. G. Juliusz Cezar, O wojnie galijskiej; Idem, O wojnie domowej.
[62] Zob. M. Howard, Wojna w dziejach Europy, Wrocław-Warszawa-Kraków 1990, s. 24-108.

WINLAND Własność Winlandu.



OPINIE

Krzesimir powiedział dnia: 17.05.07 9:28
No dobrze ...tylko któremu przekazowi wierzyć?? W moim poprzednim pytaniu chodziło mi mianowicie o traktaty handlowe przed wojnami punickimi. I oto poniższe ustalenia: 1.Traktaty Liwiusza: 348, 319/306, 279; 2.Traktaty wg Polibiusza: 509, ok.348, 280; 3.Traktaty wg Diodora: 348, ok.279; wreszcie 4.Katon ale on podawał tylko ich ilość włącznie z traktatem po I wojnie punickiej więc ich ilość dochodzi do 5 traktatów:/ Weź tu człowieku bądż mądry :P

Arovist powiedział dnia: 16.05.07 22:46
Coś za spokojnie... żadnych złośliwości.. buuuuu... Krzesimirze, ilość traktatów zalezy od tego, co uważamy za traktat. Czy tylko umowe pokojowa, czy tez każdy akt między dwoma państwami, bez względu na jego charakter.

Krzesimir powiedział dnia: 13.05.07 20:59
Po prostu poezja :) z przyjemnoscia czytałem ... a tak na marginesie zapytam Arowista: Ile było traktatów rzymsko-kartagińskich, bo akurat mam to na zajeciach, a mój wykladowca upiera się przy wersji Polibiusza (3 traktatów), a w innych źródłach mozna doszukac się liczb od 2 do 5 ... :P Pozdrawiam :)
WINLAND WINLAND
biuro@intechspiration.com, www.intechspiration.com
Id dokumentu
WINLAND